Odkąd zająłem się niekonwencjonalnymi terapiami, poznałem mnóstwo metod samouzdrawiania. Większość z nich sprawdziłem na sobie i muszę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że naprawdę były skuteczne. Może dlatego udało mi się przeżyć 17 lat w zdrowiu, bez piguł, zastrzyków, zabiegów i operacji. Zastanawiasz się zapewne, jak to możliwe?
Otóż zawsze, gdy zabierałem się do jakiejś nowej metody, byłem pełen entuzjazmu. Bez względu na to, czy polecał ją Dispenza, Braden, Kosznik czy Wim Hof! Moja ekscytacja była usprawiedliwiona, skoro obiecywano prawdziwe cuda: uwolnienie się od cukrzycy, bólu kręgosłupa, przerostu prostaty, nie mówiąc o Parkinsonie, chorobach autoimmunologicznych czy nowotworowych. Na szczęście nie miałem wszystkich tych chorób, ale większość metod doskonale radziła sobie z tymi, które miałem.
Na przykład dieta keto bardzo pięknie obniżała poziom cukru, stabilizacja kręgosłupa uwolniła od bólu, a nasiadówki z ziół dobrze wpływały na przerost prostaty. Problem w tym, że po dwu miesiącach stosowania keto dostałem mięso wstrętu i nie mogłem patrzeć na szynkę bez odruchów wymiotnych. A kręgosłup? Po stabilizacji zalecono mi, abym co pół godziny wykonywał proste ćwiczenie, które trwało 30 sekund! Ale co pół godziny! Od porannej pobudki do nocnego snu. Co pół godziny! Nie da się, proszę państwa! Nie wspominając już o ziołowej nasiadówce, bo jej przygotowanie jest upierdliwe, nie mówiąc o samym wykonaniu. I w ten sposób wróciły bóle kręgosłupa, przerost prostaty, wysoki poziom cukru… Coś za coś!
Dzisiejszy felietonik kieruję do tych moich pacjentów, którzy tak wspaniale czują się podczas hipnoterapii przez całe pięć tygodni, a potem prawie wszystko wraca. Wraca, bo pacjenci wracają do swoich nawyków, najczęściej niezdrowych, wręcz toksycznych. Ja ich rozumiem i nie potępiam! Coś za coś! Dla niektórych patientów cena za dobre zdrowie jest za wysoka. Oni nie zapomnieli w gonitwie za zdrowiem, że życie to także przyjemność.
Dlatego nie daj się zwariować! Stawiaj na równowagę, akceptuj swoje słabości i ciesz się życiem. W końcu, co Ci po długim życiu bez odrobiny przyjemności? Przede wszystkim musisz zrozumieć, że balans jest kluczowy. Samouzdrawianie, owszem, jest skuteczne, ale wymaga dyscypliny, której wielu z nas nie jest w stanie utrzymać na dłuższą metę. Czasami lepiej jest zaakceptować swoje słabości i cieszyć się życiem niż zmuszać do rygorystycznych terapii. Życie, drodzy moi, to nie tylko zdrowie fizyczne, ale także mentalne. A czasem, szklaneczka whisky może być lepszym lekarstwem niż nasiadówka.