WYBÓR MNIEJSZEGO ZŁA — NASZA NARODOWA TRADYCJA?

„Widzę różnicę”, „Dla mnie to jedno i to samo”.

Dlaczego w naszym ukochanym i umiłowanym kraju świadomi wyborcy zawsze skazani są na wybór mniejszego zła? To pytanie wraca regularnie jak bumerang — tyle że zamiast się odbić i odlecieć w siną dal, ten bumerang wraca i, wali nas w łeb. Tylko niewielu wyborców wstaje rano z sercem pełnym wzruszenia i mówi: „Ach, jak ja kocham Trzaskowskiego!” albo „Nawrocki to prezydent moich marzeń”. Znacznie więcej jest tych, którzy zagłosują na jednego z nich, uważając go za mniejsze zło. Czy chodzi tylko o świadomość głosujących? Niekoniecznie!

Nie bądźmy aż tak samobiczujący, chociaż mamy do tego narodowy talent i zamiłowanie. Wina leży głęboko zakorzeniona w systemie politycznym — sprytnym, choć niekoniecznie mądrym. Każda grupa trzymająca władzę kombinuje przy kodeksie wyborczym. Ale nigdy nie naruszają zasad ordynacji. Ordynacja została tak poskładana, żeby wyglądała demokratycznie, ale działała jak turniej dwóch drużyn, które od lat grają w ten sam schemat: podziel, wystrasz, zdobądź.

W efekcie do drugiej tury przechodzą zawsze zawodnicy z dwóch zwaśnionych drużyn. A wyborcy kandydatów, którzy odpadli, muszą zdecydować między dwoma opcjami, z których żadna nie jest dla nich idealna. Coraz więcej ludzi głosuje nie dlatego, że chce, ale dlatego, że musi. Głosujesz nie za, ale przeciw. To jak jedzenie brukselki, żeby nie musieć jeść gwoździ. Jeszcze niedawno młodzi wyborcy rezygnowali z głosowania, jeśli nie widzieli satysfakcjonującej opcji. Teraz to się zmieniło. Już kupili jedyną obowiązującą opcję i też będą wybierać mniejsze zło.

I tak oto mniejsze zło stało się naszym wspólnym programem politycznym. Zamiast marzeń — ostrożność. Zamiast wizji — awersja. Demokracja jako survival: przeżyć, nie dać się zjeść i zagłosować, zanim nas wylogują z wolności. Czy pocieszeniem jest, że inni mają gorzej? Że w innych krajach wybiera się między klownem a tyranem? Może. Ale nie o to tu chodzi. Pocieszeniem niech będzie co innego: że my wciąż jeszcze potrafimy odróżnić mniejsze zło od większego. Że choć zmuszeni do pokracznego tańca w systemie zrobionym z drutu i taśmy klejącej, wciąż wybieramy.

Czy to nie jest piękne, że w systemie krzywym jak polityczne uśmiechy w telewizyjnych debatach, wciąż chcemy uczestniczyć? Że głosując przeciw, nadal próbujemy być za — za czymś lepszym, bardziej ludzkim, bardziej naszym? Tak, wybieramy mniejsze zło. Ale może właśnie to, że umiemy je rozpoznać i nazwać, odróżnia nas od tych, którzy nie widzą różnicy między złym a gorszym. I to już nie jest zło. To początek dobra. Może jeszcze nie dzisiaj, może nie za tych rządów, ale przyjdzie dzień, kiedy pójdziemy na wybory nie dlatego, że ktoś nas przestraszy, tylko dlatego, że ktoś nas przekona.

p.s.

To kolejny sucharek naszego kabareciku dla dziadków i wnuków. Dzieci bawiły się doskonale, a starsi widzowie widzieli w żabim sejmiku odbicie naszego sejmu z Wiejskiej. Najwięcej zabawy mieli słuchacze podczas refrenu, który odpowiadał na pytanie „Kto tej biedy zna przyczynę, kto za całą biedę winien, no kto winien kumo, kum?” I wtedy odpowiadał żabi tłum, że winien był… Zresztą sami posłuchajcie ja tylko podpowiem, że jeszcze wtedy nie była to wina Tuska. ŻABI SEJMIK.

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments