Moja babcia Franciszka wkładała mi do mojej dziecięcej głowy różne „prawdy”, a jedną z nich była właśnie ta: „po złym panie jeszcze gorszy nastanie”. Pasuje do dzisiejszej rzeczywistości — wypisz wymaluj. Bo Karol Nawrocki nie zapowiada niczego dobrego. Chciałbym bardzo, żeby moja babcia się myliła. Tym bardziej że nie żyje od wielu, wielu lat, a takie założenie może stać się samospełniającą się przepowiednią.
A tego nie chciałbym przecież. Czy „Polacy zasłużyli sobie na takiego prezydenta”? Pewnie słyszeliście to zdanie nieraz — ale to nieprawda. Tylko 10 milionów 606 tysięcy 877 Polaków zasługuje na takiego prezydenta, a jest nas jeszcze 37 milionów z kawałkiem! Czy te 27 milionów też zasłużyło sobie na takiego prezydenta? Tylko dlatego, że nie poszli do urn albo poszli, ale w innym kierunku niż ta minimalna większość?
Tak czy siak, straciliśmy okazję, żeby przyprzeć premiera Tuska do ściany i rozliczyć go z obiecanek-cacanek, które rzucał nam w niereglamentowanych ilościach, bez opamiętania, podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Prawie nic z tego nie wyszło, bo Tusk tuż nad sobą „widział Dudy cień, który do góry wzbił się, niczym wiatr”. Trzaskowski miał podpisać wszystko, czego nie podpisał Duda, ale… no właśnie, ale — nic z tego nie wyszło.
I to jest, paradoksalnie, to, co najlepszego mogło spotkać Tuska. Chciał, ale nie mógł — i teraz też chce, ale znów nie może. Jest usprawiedliwiony! „Umywam ręce, drodzy Polacy, sami zdecydowaliście” — może powiedzieć z czystym sumieniem. Owszem, ale tylko dlatego, że przez półtora roku od objęcia władzy w sercach tej drugiej większości zamieszkało jedno uczucie: rozczarowanie. Wielu sędziów, prawników i polityków wskazywało możliwości zmian — mimo cienia Dudy. Ale Tusk czekał na Trzaskowskiego. I się nie doczekał. Dlatego dopiero teraz naprawdę możemy powiedzieć: „To wina Tuska”.
Z drugiej strony — nie ma powodu ani do euforii, ani do rozpaczy. Wygrał system, bo bez względu na zwycięstwo Nawrockiego niewiele się zmieni. Lekarze nadal będą szafować klauzulą sumienia, religia nadal będzie straszyć dzieci w szkołach, wciąż będziemy opłacać nigdy nienasycony Kościół i bezrefleksyjnie uzbrajać tak zwaną „polską armię”. Gdyby Trzaskowski wygrał — byłoby tak samo. Polacy kochają igrzyska, nawet tak niewybredne jak ta kampania wyborcza. I odpowiada im system, który manipuluje nimi, jak chce. Świadczy o tym 72-procentowa frekwencja. Owieczki uwiarygodniły to wszystko, maszerując pokornie do urn wyborczych.
p.s.
Do nagrania tej piosenki o kotach zaprosiłem Maćka Damięckiego. Przyjął propozycję, ale zaskoczył mnie niesamowicie, bo do studia przyszedł razem ze swoimi dziećmi: małą Matyldą i małym Mateuszem. A że rodzina Damięckich jest utalentowana w stu procentach, efekt okazał się dużo, dużo bardziej niż zadowalający. CZTERY KOCURY