Z cyklu: Pokochać siebie (30)
Wielu moich komentatorek i komentatorów twierdzi, że miłości nie można się nauczyć. A już miłości do siebie – absolutnie! Albo ją masz, albo nie — koniec, kropka! I to jest prawda! Jeśli masz takie przekonanie, to się nie nauczysz. Dotyczy to wszystkiego, nie tylko miłości. Jeśli swoją wypowiedź czy myśl zaczynasz od słowa „nie”, masz już z góry wybrany rezultat — nic z tego nie będzie! A jednak z moich doświadczeń wynika coś absolutnie przeciwnego.
Twierdzę z całym przekonaniem, że wszystkiego można się nauczyć — miłości także. Sięgnijcie teraz pamięcią do krostowatego okresu w swoim życiu i przypomnijcie sobie wypieki na twarzy, gdy pierwszy raz otworzyliście Kamasutrę! Owszem, chodziło o seks, bo jeszcze wtedy nie było książek uczących miłości, a ta kościółkowa formułka „I nie opuszczę cię aż do śmierci” była bliżej śmierci niż prawdziwej miłości.
Dziś możesz nauczyć się wszystkiego, a naukę kochania siebie zacznij od… kontrolowania własnych myśli. Musisz wyłapać myśl, która cię deprecjonuje, zanim ją wypowiesz. Załóżmy, że coś udało ci się osiągnąć, a w twojej łepetynie rodzi się myśl: „Nie jestem taka inteligentna, trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno.” Właśnie wtedy powinien zadzwonić dzwoneczek w twojej głowie! Znów zaczęłaś sobie coś odbierać — swoją wartość. Uświadom to sobie i przyrzeknij, że już nigdy więcej nic takiego nie powiesz.
A co najważniejsze — powiedz to na głos! Strategia poprawiania siebie na głos ma ogromną siłę. Powiedz więc głośno: „Pomyślałam, że miałam szczęście — a to g… prawda! Osiągnęłam to, bo na to zasłużyłam!” Uświadomienie sobie i chęć zmiany swojego postępowania to mały, ale znaczący krok w kierunku miłości własnej. Dotąd myślałaś o szczęściu zwyczajowo, teraz zaczynasz to zmieniać. I w końcu pojawi się nawyk — będziesz traktowała się inaczej, bez angażowania świadomości, automatycznie!
Za tydzień postaram się łopatologicznie przedstawić różne sytuacje życiowe, przy których musisz szczególnie uważać — przynajmniej na początku tej pięknej drogi. Mam nadzieję, że te wskazówki przydadzą się zwłaszcza naszym dzieciom i wnuczkom, które — tak jak my kiedyś — wychowujemy w fałszywej skromności. A przecież świat nie potrzebuje więcej cichutkich myszek. Świat potrzebuje lwów i lwic, które potrafią mruczeć do siebie z czułością, a kiedy trzeba… ryknąć!
p.s.
Konsekwentnie używam rodzaju żeńskiego ze względu na szacunek do wrażliwości kobiet i inteligencji mężczyzn, którzy potrafią ten rodzaj zamienić.