NIEKOŃCZĄCA SIĘ WĘDRÓWKA

Wciąż Was wyprowadzają z równowagi głupawe przepisy, jakie narzuca nam władza w związku z plandemią? Denerwują Was zamaseczkowane dzieci na sankach? Szlag Was trafia, że ludzie walczą o możliwość jak najszybszego zaszczepiania się? To znaczy, że wciąż jeszcze nie rozumiecie, po co urodziliście się na planecie Ziemia, która nigdy nie będzie rajem, wróć… Będzie rajem dopiero wtedy, gdy wszyscy jej mieszkańcy wybudzą się, a więc raczej nigdy c.b.d.u.      

W swoich tekstach bez przerwy muszę powtarzać, że życie jest wędrówką, nieustającą wędrówką. Nie można w nim osiąść, nawet gdy fizycznie usiądziemy na dupie i założymy na siebie pomarańczowe prześcieradło. Medytując, także wędrujemy, zgłębiając własną duszę. Zawsze wędrujemy, a im nasza wędrówka jest intensywniejsza, tym więcej napotykamy trudności. Chodzi o nasz stosunek do tych trudności, do rzeczywistości, do świata.

Pamiętacie swoją reakcję gdy mama nie chciała kupić Wam ulubionego cukiereczka? Mieliście wtedy trzy, cztery latka, wyliście z rozpaczy albo rzucaliście się na podłogę, wściekle wierzgając nogami. Jeśli w ten sam sposób reagujecie teraz na pazerność władzy, mizerię tak zwanej opozycji i głupotę społeczeństwa to gratuluję szybkości rozwoju, bo wygląda mi na to, że wciąż macie cztery latka. Może cztery i pół! Przy takiej reakcji ktoś może Was z tej podłogi poderwać i przeciągnąć pasem przez dupsko. Że to wbrew prawu? Ta władza ma prawo w nosie! 

Dojrzały duchowo człowiek reaguje na rzeczywistość ze spokojem i miłością. Ze spokojem zakładam maseczkę gdy nadchodzi policjant i ze spokojem zdejmuję gdy znika. Z uśmiechem reaguję na sąsiadów, którzy wiszą na telefonie, aby zapisać się na szczepionkę covidową. Pozdrawiam księdza chodzącego po kolędzie, ale go za furtkę nie wpuszczam. Obserwuję wygibasy wyborcze wszystkich opcji politycznych, ale na głosowania nie chodzę. Nie przejmuję się niczym, na co nie mam wpływu i nie stosuję się do żadnych przepisów tam, gdzie mogę, jeśli to nie grozi bolesnymi konsekwencjami. Wędruję po świecie, który mnie za bardzo nie dotyczy.

Nawet Jezus mówił, że świat trzeba traktować jako most, nie jako miejsce postoju. Też się z tym nie utożsamiam, bo ten most prowadzi przecież do starca z siwą brodą, gdzie ma być miejsce wiecznego postoju. Nie ma takiego miejsca, jest wieczna, nigdy niekończąca się wędrówka i odkąd w ten sposób zacząłem postrzegać swoje życie, skończył się dramat egzystencji, zaczęła się przygoda. Na brzegu mojej błękitnej rzeczki już nie mieszkają małe smuteczki, tylko dlatego, że kilku kretynów trzyma naród za twarz, na co ten się zgadza z ogromną ochotą. Za wyjątkiem górali, żeby nie było!