Większość ludzi nadaje rozumowi nadmierne znaczenie. A z nim jest trochę jak z nożem kuchennym – może pokroić cebulę, ale i zabić. To on zapamiętuje PIN do bankomatu, przygotowuje sprawozdanie dla szefa albo rozplanowuje wakacje tak, żeby teściowa akurat w tym czasie nie mogła jechać. Ale kiedy rozum gra w naszym życiu pierwsze skrzypce, detronizuje serce, wyłącza intuicję i zaczyna się grecka tragedia bez happy endu.
Rozum to manipulator jakich mało! Przebiegły, zimny strateg. Zawsze znajdzie powód, żeby się martwić. Żeby nie ufać. Żeby zazdrościć sąsiadowi, że ma lepsze życie. To on szeptał, że nie nadajesz się do nowej pracy, że jesteś za stary na miłość i że lepiej siedzieć cicho, bo pokorne ciele dwie matki ssie. Taki z niego doradca, że gdyby był politykiem, to pierwszego dnia wywołałby wojnę ze sobą samym. A potem jeszcze obwiniłby za to twoje wewnętrzne dziecko.
Człowiek współczesny myśli, że jak myśli, to znaczy, że żyje. A ja twierdzę, że życie zaczyna się tam, gdzie umysł milknie. Gdzie robi się miejsce na oddech, zachwyt i zwykłe „nie wiem”. Bo jak tu powiedzieć „nie wiem”? Dziś to akt odwagi. Rozum nienawidzi nie wiedzieć! Rozum musi wiedzieć! Woli kłamać, wymyślać, dorabiać teorie, niż przyznać, że coś go przerasta. Ale przecież wszystko, co naprawdę ważne – miłość, sens, Bóg – przerasta umysł.
Nie jestem wrogiem rozumu. Kocham rozum! On naprawdę potrafi pomóc. Ale tylko wtedy, gdy trzymam go na smyczy. Stale mu przypominam, kto tu jest panem. Bo jak mu się za dużo pozwoli, to zrobi z życia korporację, w której serce jest zwykłym gońcem roznoszącym tlen, a dusza siedzi w pokoiku bez okien, skazana na wypowiedzenie.
„Róbta co chceta”, ale ja już nigdy nie oddam rozumowi całej władzy nad sobą. Trzymam go tam, gdzie jego miejsce: w roli genialnego, ale posłusznego narzędzia. Nie pozwolę mu rządzić sercem, bo ilekroć to zrobiłem – miałem potem gigantycznego kaca. I wtedy nie tylko nie wiedziałem, kim jestem, ale nawet nie czułem, że już mnie nie ma.
p.s.
Niech to będzie przykład pomieszania stylów, rodzajów i form, czyli to, co kocham najbardziej. Na pierwszy rzut ucha – może brzmieć jak banalna piosenka dla najmłodszych, ale gdy tylko wsłuchacie się w tekst, przekonacie się, że skrywa drugie dno. To pełna humoru, ironii i ukrytych znaczeń opowieść o dążeniu do sukcesu, sprycie i… czarnej sukience. Trochę satyry, trochę absurdu, dużo zabawy słowem. Czy to utwór dla dzieci? Może… ale czy tylko dla nich? Posłuchajcie i przekonajcie się sami! CZARNA SUKIENKA