Najczęściej moi patientci narzekają na swoje otoczenie: blokowisko, hałas, powietrze, którym ciężko oddychać. Marzy im się jakiś domek w lesie albo nad jeziorkiem, chociaż na tydzień, dwa. Czy zastanawialiście się, dlaczego to właśnie kontakt z naturą działa na nas tak zbawiennie? Zapewne powiecie, że to kwestia świeżego powietrza, albo zieleni, która działa uspokajająco na nerwy. A może to jest trochę bardziej skomplikowane?
Wakacyjny wyjazd to przede wszystkim odcięcie się od codziennych obowiązków związanych z pracą czy nauką. Zegar przestaje tykać i każdy może znaleźć się w swoim własnym „zen”. To ten moment, kiedy możemy na nowo odkryć, co tak naprawdę znaczy „być” – bez zbędnych komplikacji i filozoficznych uniesień. Kontakt z naturą jest nie tylko formą ucieczki, ale również sposobem na odnalezienie siebie.
Wakacje to również czas na miłość – niekoniecznie tę wakacyjną, choć to niewątpliwie pociągający rodzaj miłości. Ale chodzi mi o miłość do siebie, do życia, do przyrody. Wszyscy wiemy, że aby znaleźć miłość, trzeba najpierw pokochać samego siebie. A co może być lepszego niż przebywanie w otoczeniu, które z jednej strony zachwyca, a z drugiej przypomina, że jesteśmy częścią czegoś większego? Nie mówię, że każdy, kto wyjedzie na wieś, natychmiast odnajdzie Boga w pięknych okolicznościach przyrody. Ale być może to właśnie tam, z dala od miejskiego zgiełku, możemy poczuć się bliżej nie tylko siebie, ale i czegoś, co przerasta nasze codzienne zmartwienia.
Czy wakacje muszą trwać tylko przez te kilka tygodni w roku? A co jeśli moglibyśmy zachować ten wakacyjny klimat na dłużej? Nie mówię tu o wiecznym lenistwie, bo lenistwo jest zabójcze, przynajmniej dla mnie. Chodzi o zachowanie w sercu tej lekkości, tego poczucia swobody i otwartości na nowe doświadczenia. Może warto zastanowić się, jak wtłoczyć trochę wakacyjnych wzruszeń do swojego pola serca?
Wakacje to coś więcej niż tylko czas wolny od pracy czy szkoły. Właśnie w naturze możemy usłyszeć myśli, które w miejskim hałasie giną jak echo. To okazja do refleksji, regeneracji i odnalezienia siebie, a może nawet odnalezienia Boga w sobie. Ważne jest, aby zrozumieć, że to, co znajdziemy, zależy od tego, czego szukamy. Kiedy więc wybierzesz się na wakacje, nie zapomnij zabrać ze sobą otwartego umysłu i serca. Kto wie, co możesz odkryć?
p.s.
Przypadkowo zalazłem w swoim archiwum sucharów piosnkę, która w jakiś sposób ilustruje dzisiejszy felietonik. Była plaża, było morze, wschody słońca… – któż nie zna takich konwencjonalnych wakacyjnych klimatów, do których tak chętnie wracamy. Ta piosenka też jest konwencjonalna, banalna i niewyszukana, bo właśnie na taką dostałem zamówienie. Miał ją śpiewać… nieważne! Miał śpiewać, ale nie zaśpiewał, bo wyjechał za granicę, no to ja ją zaśpiewałem. A co? Miała się zmarnować? JURATA BEZ PIWA