JAK RODZICIELSKIE DECYZJE KSZTAŁTUJĄ POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI DZIECKA.

Czy dobrze to zrobiłam?

Z cyklu: Pokochać siebie (4)

Nasze życie na tej planecie zaczyna się od rodziców i od rodziców dostajemy albo nie dostajemy pierwsze wyrazy miłości. Na pierwszy rzut oka miłość do dziecka wydaje się bezwarunkowa i pełna oddania. Przecież nikt nie zaprzeczy, że mały człowiek potrzebuje akceptacji jak tlenu. A jednak gdzieś pomiędzy czułością a rodzicielską kontrolą zaczyna kiełkować ziarno niskiego poczucia wartości, które mówi: „Potrzebujesz mojej zgody, by istnieć”.

Miłość? Owszem, ale skierowana na budowanie samodzielności. W przeciwnym razie z dziecka, które chciało tylko uśmiechu mamy i taty, wyrasta dorosły, który nie wyobraża sobie funkcjonowania bez zewnętrznej aprobaty. A to się tak niewinnie zaczyna: „Mamo, co mam zjeść?” „Mamo, z kim mogę się bawić?” „Mamo, komu mam podziękować?”. Na te pytania odpowiedzi są przeważnie nadopiekuńcze: „Jedz zupkę, bo jest zdrowa”, „Nie baw się z Kubą, bo mówi brzydkie słowa”, „Dziękuj babci za wszytko, będzie bardziej hojna ”.

Współczesna kultura pielęgnuje mit rodzicielskiego „posiadania”. Ustalmy zatem coś raz na zawsze: dziecko nie jest przedłużeniem mamy i taty. To nie jest kolejny gadżet, który musi pasować do rodzinnej galerii pod tytułem „Idealna Rodzinka”. Tymczasem podświadomie zaczynamy układać życie naszych dzieci jak puzzle: tu dopasować, tam wyrównać, żeby nic nie wystawało. „Założyłaś różową bluzkę do zielonych spodni? Opanuj się! Zmień bluzkę albo spodnie!”

Po pewnym czasie córka nie jest w stanie niczego założyć samodzielnie i bezradnie pyta: „Co mam dziś założyć, mamo?”. A mama prycha: „Załóż, co chcesz, ile razy mam powtarzać? Dlaczego mnie zawsze pytasz?”. W efekcie dorastający człowiek, zamiast stać pewnie na swoich nogach, balansuje na łańcuszku przymusu. Kiedyś dumnie obwieszczał: „Mamo, popatrz, namalowałem obrazek!”, a teraz już tylko myśli: „Ciekawe co mama na to? A ojciec?”.

Jeśli nauczymy dziecko, aby zawsze pytało rodziców o wszystko, to już nigdy nie będzie wiedziało, czego chce.  Jak ma się bawić, jeść, spać, jak wybierać kolegów, nawet jak myśleć! Dlatego dajmy naszym dzieciom… więcej akceptacji. Tak, dobrze przeczytaliście. Im więcej, tym lepiej! Ale nie chodzi o akceptację „posłuszeństwa” w stylu: „Pięknie pozbierałeś zabawki, dostaniesz batona”. Mowa o akceptacji dla dziecka, które samo podejmuje decyzje i ponosi za to konsekwencje — nawet jeśli oznacza to wyjście z domu różowej bluzce i zielonych spodniach. Jeśli naprawdę chcesz, by twoje dziecko miało poczucie własnej wartości, rzecz jasna. A wtedy może cię zaskoczyć… własną wizją świata. Bo jest twoje — ale nie na własność.

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments