KLESZCZE? NIE WRZESZCZEĆ! (dla zdrowotności)

Wystraszono nas, że wszystkie kleszcze chorują na boreliozę, potrzebują ludzkiej krwi i czają się w trawie lub na drzewach. Spacer po lesie to ryzyko prawie śmiertelne.

Zaczyna się straszenie kleszczami! Każdego lata straszą nimi we wszystkich mediach, bo taka jest rola mediów. Straszą wszystkim, a kleszcze nadają się do tego szczególnie, wszak ta przerażająca borelioza! Nie muszę pisać nowego tekstu na ten temat, bo niczego mądrzejszego nie wymyślę, ponadto co napisałem na ten temat w książce „Być Obserwatorem”. Pozwólcie zatem, że zacytuję siebie, chociaż będzie to nie w smak wszelkiego rodzaju purystom.

„Już nas wystarczająco nastraszono, że wszystkie kleszcze chorują na boreliozę, potrzebują ludzkiej krwi i czają się w trawie lub na drzewach. Dlatego spacer po lesie to ryzyko prawie śmiertelne. Wyposażeni w taką wiedzę zaczynamy brać udział w grze Egregora pod nazwą „Kleszcz”. Gdy tylko dowiemy się z telewizji czy z radia o wzmożonej inwazji kleszczy, zapala się w nas czerwona lampka. Od razu wyobrażamy sobie, jak idziemy leśną ścieżką, kleszcz rzuca się na nas i wkręca w szyję, natychmiast pojawia się czerwony rumień i wysoka gorączka, a my nie mamy siły, żeby jakoś dowlec się do lekarza pierwszego dotyku.

Wizualizując coś takiego, chcąc nie chcąc zaczynamy emitować energię myśli na częstotliwości energii „Kleszcz”. Podświadomie zaczynamy szukać okazji, które potwierdzą, że nasz strach przed tymi stworzeniami jest jak najbardziej uzasadniony. Znajoma zaczyna nam opowiadać, jak to ledwo uszła z życiem po ukąszeniu przez kleszcza po niezwykle długiej i bolesnej terapii; włączyliśmy telewizor a tam, dziwnym trafem, jakaś modystka podpowiada, jak w bezpieczny sposób ubrać się, idąc na wycieczkę do lasu; na rogu ulicy zauważyliśmy plakat z rysunkiem ogromnego kleszcza, a to sprawia, że już mamy pewność o inwazji tych pajęczaków. Wszystko dzieje się jakoś tak samo z siebie, bo przecież świadomie nie szukamy tego typu informacji.

Jeśli wyłączymy świadomość, poddamy się emocjom i od początku dostroimy się do energii „Kleszcz”, nasza interakcja z nią będzie coraz silniejsza. Gdy w dodatku lubimy chorować, bo jesteśmy wtedy tacy biedni i wszyscy nam pomagają, stajemy się aktywnym poplecznikiem tej energii i najprawdopodobniej faktycznie natkniemy się na kleszcza. A co będzie, gdy zaciśniemy pośladki i powiemy sobie: mnie żaden kleszcz nie ruszy! Będę z nim walczył, ubiorę się jak średniowieczny rycerz i tyle mi zrobi! Nic z tego! Jeśli przyjmiemy taką postawę, spotkanie z kleszczami mamy jak w banku! Dlaczego? Bo wciąż o nich myślimy! Przypominam, że dla Egregora nie ma znaczenia, jakie myśli emitujemy – ważne, żeby je emitować.

Czy już wiemy, jaką optykę powinniśmy obrać i jaki mieć stosunek do kleszczy? Zlekceważyć ten problem! Wtedy indukowane przejście na ścieżkę kwantową z kleszczami najprawdopodobniej nie zaistnieje. Nie jest to takie trudne, tym bardziej że kleszcze nie chorują na boreliozę, tylko ją przenoszą. W dodatku nie wszystkie, tylko jakieś trzydzieści procent, i wcale nie potrzebują ludzkiej krwi, bo zadowolą się każdą inną. Jeśli nie zawładnie nami strach i odpuścimy sobie, problem kleszczy zniknie, a my możemy spokojnie iść w koszulce z krótkim rękawkiem do lasu. Co prawda lekceważenie nie daje gwarancji bezpieczeństwa (świadomość duchowa nie jest dogmatem i nie ma stuprocentowych procedur uniknięcia indukowanego przejścia na niechcianą ścieżkę, to chyba oczywiste), ale to łatwy i skuteczny sposób ochrony przed energią pod nazwą „Kleszcz”. A zresztą, nawet jeśli gwiżdżąc na kleszcze, jednak jakiegoś znajdziemy pod koszulką z krótkim rękawkiem, wykręcimy skurkowańca pincetą bez najmniejszego trudu”.

Podtrzymuję to wszystko, o czym napisałem, bo nawet policjanci z Radomia wiedzą o tym, że przyciągamy do siebie to, czego się boimy. Bez sensu, bo nawet gdy wkręci nam się taki „skurkowaniec”, wcale nie musi pojawić się rumień, a nawet gdy się pojawi, to wcale nie musi być borelioza, a nawet gdy to będzie borelioza, to wcale nie musimy brać ton antybiotyków, aby nie zachorować. Ale o leczeniu boreliozy porozmawiamy sobie w następny zdrowy piątek. Przed nami piękny majowy weekend, więc może niekoniecznie w koszulce z krótkim rękawkiem, ale na pewno bez strachu wybierzmy się do lasu, bo podobno pojawiły się już pierwsze majowe borowiki. Do poniedziałku zatem.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments