Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie – ile razy słyszę to zdanie z ewangelii Mateusza, tyle razy nabieram coraz głębszego przekonania, że ta myśl, jak żadna inna przyjęła się wśród Polaków i rozkwitła rozmarynem. Zdecydowana większość moich rodaków jest przecież uboga duchem, chociaż materialnie żyje im się całkiem przyzwoicie. Oni są skoncentrowani na materialnej stronie życia i wciąż wypatrują, na czym by tu się jeszcze bardziej skoncentrować, żeby konto rosło w siłę a samemu żyło się dostatniej.
Poznałem niezwykle sympatycznego prawnika (bo nie ja byłem jego klientem, tylko on moim), który uważa się za „uduchowionego”, bo codziennie medytuje, koncentrując się na czymś. Taki sposób medytacji można zaakceptować u początkujących, ale ktoś, kto nazywa siebie „uduchowionym”, powinien wiedzieć, że prawdziwa medytacja wyklucza koncentrację. Koncentrując się na jednej rzeczy, bez względu na to na czym, bo może to być obraz, dźwięk czy zapach, zawężamy umysł tylko do tego, na czym się skupiamy. Właśnie! Umysł! Koncentracja dotyczy umysłu, a ten podczas medytacji powinniśmy wyłączyć, bo medytacja odnosi się do ducha!
Doskonale wiemy, że pierwszą, fundamentalną czynnością przed wejściem w stan medytacji jest rozluźnienie wszystkich części ciała. Koncentracja to nic innego jak napięcie, powiedzcie mi zatem, jak można medytować w stanie napięcia? Zamiast po pewnym czasie wyjść z medytacji wyluzowanym i wypoczętym, wyjdziemy z niej zmęczeni jak pies Pluto! Koncentracja to wysiłek, nie możesz więc koncentrować się przez cały dzień, a medytować i owszem. Możesz to robić od rana do wieczora, bo medytacja odpręża!
Naprawdę warto przenieść tę zasadę na zwykłe „bezmedytacyjne” życie. Pewna pani zadzwoniła do mnie, błagając o ratunek. Wykańcza ją kampania wyborcza i boi się, że zwariuje, zanim dojdzie do wyborów. Wykańcza ją, bo się na niej bez przerwy koncentruje. Jak sama wyznała, przeskakuje po politycznych kanałach różnych telewizji, a potem jeszcze serfuje po partyjnych stronach w Internecie. Proszę pana, proszę pana, taka jestem niewyspana, wyglądam już jak cień i kiedy wstaje dzień, mnie w głowie kręci się, no sam pan zresztą wie!
Wiem! Wszyscy wiedzą, że na niczym nie można się nieustająco koncentrować. Ani na pracy, którą uwielbiamy, ani na swoim obiekcie miłości, nawet na własnych dzieciach, które są dla nas całym światem. O kampanii wyborczej szkoda gadać, bo to ubliża inteligencji taboretu ☺, jak już to ustaliliśmy wcześniej. Dlatego ludzkość wymyśliła urlopy, wakacje, basen, rower i czerwone wino. Żartuję, rzecz jasna, bo najlepszym sposobem na wyjście z koncentracji jest przecież medytacja, o czym przekonuję czytelników w każdej z moich książek!
p.s.
Jestem zaskoczony, bo moich sucharków słucha już koło 300 osób. Zaskoczony, bo dotyczą problemów sprzed trzydziestu, a nawet pięćdziesięciu lat! Niektórzy z Was potrafią jednak znaleźć w nich to coś, co wciąż jest niezmienne. Wróćmy dziś zatem do początku lat dziewięćdziesiątych, który odczuwaliśmy wtedy jako powiew prawdziwej wolności. Dolary, kantory, walory – to była nasza polska rzeczywistość. Wolność handlu, robienia drobnych interesów, nowa policja absolutnie nierepresyjna – to wszystko tworzyło atmosferę wolności tamtych lat. Wyjazd do Ameryki – największe marzenie Polaków przestał już być tak atrakcyjny, bo Amerykę mieliśmy u siebie. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że w latach dwudziestych XXI wieku będziemy 51 stanem USA. A te głosy pań sprzedających pyzy na bazarze Różyckiego nagrałem na sprezentowanym magnetofonie przywiezionym przez szwagra. Akurat wrócił z Chicago! TU JEST AMERYKA