O DUCHOWOŚCI, KTÓRA NIE PACHNIE KADZIDŁEM

Zamiast wierzyć, albo nie wierzyć - wątpię. I wątpienie jest moją religią. - Carlos Ruiz Zafón

Potrzeba rozwoju duchowego wcale nie maleje, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Wręcz przeciwnie – nabiera znaczenia w kontekście nieustannych zmian, społecznych turbulencji i indywidualnych poszukiwań sensu życia. Dobrze byłoby jednak ustalić, o czym mówimy, czyli czym jest duchowość. Ronald Rolheiser twierdzi, że to niepokój tkwiący w każdym z nas. To, jak ten niepokój ukierunkujemy, decyduje o naszej duchowości. Jeśli ktoś nie czuje niepokoju, to albo jest naprawdę święty, albo jeszcze nie spojrzał w lustro dostatecznie długo.

W obliczu kryzysów – ekologicznych, zdrowotnych, ekonomicznych i, nie zapominajmy, kryzysu zdrowego rozsądku – ludzie coraz częściej zwracają się ku duchowości. Ale nie tej zgranej, pachnącej kadzidłem i odgórnymi nakazami, tylko nowej, osobistej, autentycznej. Tradycyjne religie przestają być skuteczne, bo nie potrafią zmniejszyć naszego egzystencjalnego niepokoju – wręcz przeciwnie, często go jeszcze pogłębiają, strasząc nas potępieniem i obciążając poczuciem winy. Internet stał się teraz platformą wymiany myśli oraz doświadczeń związanych z duchowością.

Jedno jest pewne, religie to przeszłość. Przez wieki były nieodzowne, bo odpowiadały na podstawowe ludzkie potrzeby – nadawały sens cierpieniu i dawały nadzieję na życie po życiu. Osho tłumaczył to dobitniej: Istnieje tak wiele religii, bo jest tak wielu nieszczęśliwych ludzi. Szczęśliwy człowiek nie potrzebuje żadnej religii, nie potrzebuje kościołów. Dla niego cały wszechświat jest świątynią, całe istnienie – kościołem. Szczęśliwa osoba nie uprawia rytuałów religijnych, bo jej całe życie jest religijne. Cokolwiek robisz w poczuciu szczęścia, jest modlitwą.

To proste i mądre wyjaśnienie niestety nigdy nie dotrze do milionów naszych rodaków, bo religia skutecznie wypaczyła ich system wartości. Wciąż nazywamy miłością Boga, który kazał Abrahamowi zamordować własne dziecko. Wyznajemy kult ofiary, cieszymy się, że Jezus za nas umarł i wszędzie rozwieszamy narzędzie tortur i śmierci. Mamy nawet swojego „świętego”, który ukrywał pedofilię, wyświęcał hurtowo ludzi na to nie zasługujących, a  poprzez zakaz stosowania prezerwatyw przyczynił się do afrykańskiego koszmaru.

I choć o tym wszystkim wiadomo, wciąż słychać oburzone głosy, że „to atak na wiarę”. Przez całe moje życie trwa debata o religii w szkołach. Była, zniknęła, wróciła, teraz znów ma zniknąć – a każda próba ograniczenia lekcji religii o choćby godzinę tygodniowo wywołuje histerię. Ciemnogród wrzeszczy, że to zamach na polską tożsamość. A ja się zastanawiam: skoro religia daje ludziom wewnętrzny spokój, to dlaczego ci, którzy jej bronią, są najbardziej agresywni?

Subscribe
Powiadom o
guest

29 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments