SUN MYUNG MOON – NASTĘPCA JEZUSA

Religia katolicka, ruch stworzony przez Sun Myung Moon-a, ceremonia zbiorowych zaślubin, sekty religijne, to nie forma straszenia, a bardziej przestrogi!

Monika Irsmanbet

Jednym z odłamów religii chrześcijańskiej jest religia katolicka. Jakoś tak Jezus nie odpuszcza i wciąż powstają nowe religie na bazie matki lub choćby z Jego imieniem w tle. Mieszkam w kraju, gdzie religie i wyznania mieszają się jak bułki w kontenerze i czasem na sześć osób, jest siedem religii. Dziś chciałabym przybliżyć ruch stworzony przez Sun Myung Moon-a. Mam w swoim kręgu Jego wierną fankę i stąd ruch ten jest tematem dzisiejszego postu.

O samym założycielu usłyszałam, gdy zainteresował mnie jego głośny, przegrany proces z brytyjskim dziennikarzem Daily Mail. Proces o zniesławienie, a walczyła gazeta z jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Twórca ruchu, Koreańczyk, podaje się za Mesjasza, następcę Jezusa. Uważa i on i jego wyznawcy, że Jezus, umierając na krzyżu, nie dokończył odkupienia świata, a zrobił to tylko w wymiarze duchowym. Twierdzi jednakowoż, że został poproszony przez Jezusa, aby dokończyć Jego dzieło. Tworząc małżeństwo doskonale, państwo Moon nazywają siebie „prawdziwymi rodzicami”. Do ruchu dołącza się poprzez adopcje i poprzez małżeństwo zbiorowe w obecności i przy świadkowaniu państwa Moon. Każdego roku na stadionie w Seulu, Moon organizuje ceremonię zbiorowych zaślubin. Czasem ustanawia rekord Guinnessa i tak na przykład w 1993 roku na stadionie pojawiło się 30.625 par, a dodatkowe 10.000 wzięło ślub na innych kontynentach, za pomocą łączności satelitarnej.

Moon prowadzi bardzo ożywioną działalność charytatywną, opłaca stypendia, naukę języków obcych (zwłaszcza przy werbunku), pokazuje się coraz śmielej w towarzystwie ludzi z dobrą marką. Przyjaźni się z wieloma amerykańskimi kongresmenami i zdobył zaufanie prezydenta Nixona. Wspiera kandydatów do parlamentu w Europie i tym wszystkim próbuje zasłonić swoje wsparcie dla karteli narkotykowych, handlu bronią etc. W Polsce kościół został zarejestrowany w 1990 roku i dziś jest posiadaczem okazałego ośrodka pod Krakowem. Tam właśnie odbywają się seminaria i szkolenia dla młodych adeptów ruchu. Odwiedził go sam założyciel, a następnie jego małżonka, pani Hak Ja Han Moon. Zamknięte ośrodki znajdują się pod Krakowem, między innymi w Izabelinie, ale siedziba główna znajduje się w Warszawie, przy ulicy Brackiej. Prowadzą imprezy dla dzieci, kursy samoobrony, nauki języków obcych. Bardzo starają się dotrzeć do fundacji zajmującej się dziećmi średnio i ciężko upośledzonymi.

Zasady typowe dla sekty religijnej, a więc określony procent swoich dochodów oddaje się państwu Moon. Do tego zakaz absolutny spożywania alkoholu, palenia papierosów czy stosunków przedmałżeńskich. Istnieje zakaz okazywania smutku, długiego wysypiania się, nadmiernego objadania i wyzbywania skromności w potrzebach wszelkich. Dlaczego więc cieszy się takim powodzeniem i dlaczego wciąż werbowani są nowi członkowie? Złożona psychologia, siła manipulacji na pogubionych lub szukających się w życiu młodych ludziach. Do tego gratyfikacje finansowe, które notabene trzeba później oddać z nakładem. Moja koleżanka ma zapłacony rok studiów (być może pierwszy i jedyny) i jest zachwycona wykładami i blaskiem, który bije od państwa Moon. Widzi same pozytywy w tym, że nauczyła się być pięć dni na samej wodzie (BOŻE!!!!) i że może ciężką praca wynagrodzić to, co dostała. Zapraszana na wystawne kolacje i mądre przy nich rozmowy o ewangelizacji w Indiach, bo wydają się jej drogą do raju. Zagraniczne podróże i piękna Islandia kusi swoim czarem, że ach! Jakże łatwo wpaść w sidła maślanych oczu i zupełnie pogubić się przy kolejnej lekcji opłaconego egzotycznego japońskiego. No i ta Islandia, Finlandia i w ogóle każdy zakątek.

Ten post napisałam dlatego, że być może ktoś z Was myśli o nowym przyjacielu i jego wspaniałych propozycjach jak o szczerych i z nieba spływających. Czas jest trudny i ludzie oprócz pieniędzy potrzebują też duchowego wsparcia. Szukają dróg po miesiącach izolacji, a wtedy łatwo dać się ponieść. To nie forma straszenia, a bardziej przestrogi. Gdy patrzę na moją koleżankę jak szykuje się do corocznej imprezy Blessing i jest tym tak podekscytowana, że nawet nie próbuję przekrzyczeć jej myśli, to… jest mi smutno! Uważajcie na siebie. To wszystko!!!

Subscribe
Powiadom o
guest

23 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments