Monika Irsmanbet
Taniec spontaniczny, taniec żywiołów, taniec zmysłów to najbardziej archaiczna, stara forma terapii. Wraz z pojawieniem się człowieka pojawił się taniec. Niestety nasz zachodni świat jest ogromnie zamknięty na taniec. A szkoda, bo taniec to ruch, to życie, to zdrowie. Anna Taran, pasjonatka i instruktorka takiego tańca jest inspiracją dla mojego dzisiejszego przekazu. Opowiada ona, że często kobiety przychodziły na zajęcia chore i zakatarzone – po tańcu wychodziły zupełnie zdrowe. Wytańczyły sobie zdrowie i to jest niesamowite! Taniec jest idealny „na wszystko”. Nasze emocje wychodzą, uwalniają się przez palce u stóp i rąk, więc gdy ich używamy, powodujemy ozdrowienie, uwolnienie, odpuszczenie, harmonizowanie i równowagę.
Taniec spontaniczny to nie taniec towarzyski, to również nie jakieś dreptanie w miejscu, to szaleństwo, energia, wolność, radość i żywioł. To wir! To kreacja! Tańczymy boso i to jest niezwykle ważne. Najpierw wchodzimy w obszar fizyczny, tzw. taniec szamański. Uderzamy tutaj mocno piętami o podłoże, pobudzamy do życia żołądek, śledzionę, wątrobę etc. To taniec mocny, pewny siebie. Aktywujemy każdy receptor w stopach. Bardzo pomocne będą tutaj odgłosy bębnów. Dotykamy sfery kobiecości i mierzymy się z nią. Uwalniamy emocje chorób i historie niewypowiedziane. Zamykamy oczy i dajemy się nieść, nie zważając na wiek, wałeczki na brzuchu, na zbyt małe piersi, na piegi czy inne wyimaginowane dysfunkcje, dysproporcje czy braki. Wprawiamy ciało w ruch. Stopy mają plaskać, uderzać, opadać ciężko na podłoże.
Bywa i tak, że nie jesteśmy w stanie tupnąć, bo chodzimy na palcach. Chodzimy lekko i cicho by nie obudzić bestii, demona czy naszego kata. Często kobiety skrzywdzone, gwałcone, molestowane mają z tańcem ogromny problem. Mówi się, że dusza oddala się czasami od nas. Moim zdaniem dzieje się to właśnie wtedy, gdy jako dzieci doznajemy ogromnej krzywdy. Dusza się wtedy wysuwa, aby te dzieci przeżyły, aby przetrwały. Tylko dzięki temu chwilowemu odłączeniu są w stanie „zapomnieć” i trwać. To dla takich dzieci – kobiet, taniec szamana bywa ogromnie trudny, bolesny, i czasem mijają długie miesiące, zanim potrafią one tupnąć. Wtedy znowu i na nowo odzyskujemy kontakt z duszą. To jest naprawdę niesamowite doświadczenie. Tańczyłam tak osobiście z hippisami w Bieszczadach wieki temu i mogę tylko powiedzieć, że tamtych chwil nie odbierze mi nikt. Moje uziemienie, mój krzyk i oddech został ze mną na zawsze!!!
Kolejny etap to obszar seksualny. Wchodzimy tutaj w obszary delikatne i znowu dotykamy nieuzdrowionego. Wprawiamy w ruch biodra. To wszystko, co nas śmieszy, peszy, krępuje. To wszystko, czego zakazano na zachodzie, z czego zrobiono wyuzdany i prowokujący ruch. W biodrach jest nasza kobiecość i siła i cały wstyd i bezwstyd uwięziony. Wchodzimy w pozycje tańca na palcach, muskamy podłogę. Poruszamy uczucia. Tutaj bardzo potrzebna będzie muzyka hawajska lub arabska. Puszczamy i płyniemy. Nasze blokady będą nas czasem mocno trzymać i wtedy nic na siłę. Krok po kroku, w swoim dobrym tempie. Jesteś już szamanką, kobietą wojownik, a za chwilę stajesz się lekka jak motyl i prowokujesz kobiecość, by wyszła, by o sobie przypomniała, by się ujawniła, by pozwoliła być. Skrępowane, grzeczne dziewczynki znikają. Znikają narzucone role męskie i tzw. spodnie. Płyniemy lekko i eksplodujemy kobiecością. Nasze dłonie, palce poruszają się jak płatki na wietrze, lekko, przyjemnie i w niezwykłym wirze kreacji.
Kolejny, ostatni etap to obszar duchowy i tutaj spokojna muzyka relaksacyjna, wyciszająca, harmonizująca. Ja korzystam z muzyki etnicznej wszystkich stron świata. To, co nas złapie za duszę, niech zostanie z nami i ta właśnie muzyka nas poprowadzi. Mam cały telefon „zawalony” takimi plikami i z całego serca polecam. Wystarczy kawałek salonu i bose stopy. Muzyka musi być naprawdę głośno, aby poruszyła każdą komórkę, chrząstkę i mięsień w naszym ciele. Inaczej nie będzie miała efektu terapeutycznego, a więc tańczmy, póki trwa ten bal!
Monika Irsmanbet