PRZEJĘCIE WŁADZY?

Po kilkunastu dniach protestu wiemy już, że „wyrok” prześlicznej wiolonczelistki Julii był tylko zapalnikiem, który wyzwolił ogromne ciśnienie w kierunku zmian politycznych. Wystarczy przeczytać postulaty Wałęsy w spódnicy, żeby wiedzieć o co tu chodzi. O przejęcie władzy. Władza jednak najwyraźniej nie umie czytać, bo aż do dziś nie wie o chodzi. Ja też nie wiem o co chodzi chociaż umiem czytać! O to, żeby władzę przejęła inna partia? Żeby było trochę milej?

Czytam te nowe postulaty, owszem, niby słuszne, ale żaden z nich niczego nie zmieni gruntownie. Bo gruntowną zmianą byłaby demokracja bezpośrednia! Ale o tym nawet nikt nie bąknie! Jeśli nie przestaniemy finansować partii politycznych i Kościoła – nic się nie zmieni! To naród powinien rządzić w swoim kraju! Pisałem o tym codziennie przez cały rok! Pisali o tym inni, nawoływali, dawali przykład Szwajcarii! Żadnego odzewu! Polacy nie chcą brać odpowiedzialności za własne państwo. Wolimy cierpieć, a jak już nam się ulewa łazimy po ulicach i podskakujemy. Na tym ma polegać ta rewolucja?

Nie chcę wchodzić w klimaty spiskowe, bo nie mam na to dowodów i naprawdę nie ma dla mnie znaczenia czy te protesty finansuje Soros albo czy Marta Lempart jest wtyczką ogólnoświatowej organizacji zmierzającej do globalizacji. Cieszy mnie szczerze wybuch energii jaka się wyzwoliła wśród Polaków, bo to naprawdę świadczy o tym, że jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. Myślę o tej Polsce w naszych sercach, która tkwiła tam nawet wtedy, gdy jej nie było na mapach świata. A więc sercem jestem razem z protestującymi chociaż szlag mnie trafia, że wciąż stać nas na powstańcze zrywy a nie stać nas na racjonalne myślenie.

A trzeba było myśleć przed „wyborami” (znów cudzysłów jak najbardziej uzasadniony). Po jaką cholerę szliście do urn? Bo chcieliście „walczyć”, pokonać kogoś, zwyciężyć! Nie da się pokonać kogoś grając w brydża, gdy on gra w pokera! Kiedy to do Was dojdzie? Pisałem o tym wtedy, zostańcie w domu, siedźcie na dupie i myślcie. PiS i tak wygra a byłoby przejrzyście, gdyby wygrał ze stu procentowym poparciem, ale tylko swoich popleczników. Wyłącznie! Po co było legitymizować nieunikniony wybór Dudy głosowaniem na innych kandydatów?

Najmądrzejszą okazała się Małgorzata Kidawa-Błońska, która wiedziona kobiecą intuicją powiedziała: ja się w to nie bawię. Szkoda tylko, że nie przekonała do tego swoich mniej inteligentnych partyjnych kolegów. Czyż nie byłoby pięknie, gdyby Duda wygrał w czasie „pandemii” w wyborach „korespondencyjnych”? Myślicie, że świat uznałby wynik takich wyborów?! Wiem, to argument poniżej pasa, bo cóż z tego, że świat nie uznał wyborów Łukaszenki a Białorusini protestują miesiącami? Co wynika z tych protestów? Ale przynajmniej jest im lżej na sercach a w naszych gorycz jeno, którą ma osłodzić głośno skandowane „wypierdalaj”?!