Monika Irsmanbet
Byłam w Polsce, odwiedzałam Bieszczady i ładowałam serce miłością połonin i muzyką świerszczy. Świat jest taki piękny, a życie magiczne. Upojona i zachłyśnięta pojechałam jeszcze tam. Zawsze tam jadę, choć zapomniał o nich świat. Jadę. Do schronu, do gminnych kojców, do miejsca, gdzie psie oczy patrzą na mnie błagalnie lub zupełnie martwe nie odwracają nawet głów. Zawieszone między życiem a śmiercią. Umarły, a jednak żyją. Nie chcą, a jednak pragną. Psy złamane, psy niczyje, psy porzucone, zawiedzione, psy sieroty, okaleczone, niechciane. Są takie, w których płonie iskra nadziei i te, które już jej nie mają. Psy staruchy, smutne i nieproszące już o nic. Są porzucone psie dzieci, za którymi tęskni matka w zapomnianej stodole.
Życie jest piękne? Doskonałe? Magiczne? Jeśli jesteśmy kreatorami, to możemy tak je czuć, ale one nie mają tej mocy. Skazane na nasze serca lub ich brak. Czemu nie wszystkie skaczą z radości? Bo były już zdradzone, ale zapewniam, że najbardziej na świecie chcą kochać i znów ufać. Takie są! Ot psy! Kochają, bo są miłością i nie umieją inaczej. To my jednak, ludzie, możemy sprawić (lub nie), że będą miały kogo kochać. One dają wiele szans, do ostatniego tchnienia je dają. Ja tak nie umiem, ale wciąż się od nich uczę.
Po co piszę ten post? Bo byłam na Podkarpaciu. W miejscu, gdzie adopcje stoją jak zaklęte, gdzie ból psich serc przerasta moce przerobowe dziewczyn, gdzie nie zagląda już nikt oprócz tych paru aniołów. To tam Małgosia, Aga, Krysia, Aldonka, Basia robią co mogą, aby o tych braciach naszych usłyszał świat. Chcę im pomoc, bo gdzie znajdę tyle serc jak nie w Stasiowej serduszkowej rodzinie? Błagam więc! Nie mam już innych słów, nie mam oporu kiedy chodzi o nie, nie mam już łez. Gotowa błagać, choć to słowo jest ostateczne i za nim nie ma już nic. Jeśli ktokolwiek ma w domu kawałek wolnej podłogi i kawałek wolnego serca to… pomogę z transportem na koniec świata. Pomogę z karmą i wszystkim, co potrzebne. Nie bójcie się staruszków. One nie wymagają wiele, nawet biegać już im się nie chce. One chcą tylko kochać i patrzeć na swojego wybawcę. Kochają tak samo, albo mocniej. One po tamtej stronie, gdzie nie ma nic prócz krat, już były. One wiedzą, jak to jest być niechcianym i na każdy gest miłości oddają takich miliony.
Piratka. Roczna sunia, którą pani wyrzuciła z auta. Dlaczego? Nie wiemy, ale wiemy, że zanim to zrobiła, ktoś wydłubał jej oczko. Z taką żywą raną i bólem nie do opisania pozbawił domu i szansy na powrót. Straszny ból, który jej zadano, nie zmienił Piratki… Chce kochać jak każde niemalże psie dziecko. Jest u Basi w gabinecie. Nie proszę o dom dla niej, bo ona potrzebuje leków i behawioru. Błagam o dom dla tych, które tracą już nadzieję i dla psich dzieci, które od urodzenia są niechciane. Błagam o dom dla tych, którym nic nie dolega, a jednak chudną i zapadają się w sobie. Nie umieją żyć w ciasnym boksie, bez dotyku człowieka i trawy. Tracą blask, umierają każdego dnia. Zawieszone między życiem a śmiercią. Zrezygnowane, niekontaktowe.
To moja prywata dziś, proszę mi wybaczyć. Musiałam spróbować. Jeśli gdzieś jest ta odrobina serca gotowa przyjąć życie… młode, by zapełnić je miłością lub stare, by przywrócić mu godność i pozwolić odejść na rękach, błagam o to! Pomogę! Wyciągnijmy je zza krat, zanim oddadzą tam cale swoje serce, które nie umie żyć bez miłości. Każde udostępnienie, każda wiadomość do mnie będzie wielkim podarunkiem. Jeśli uda się pomóc choć jednemu życiu, zapali się znowu płomień nadziei. W dziewczynach i we mnie, i w nich! Braciach naszych najmniejszych! Wdzięczność.
Monika Irsmanbet