Paula napisała wczoraj piękny i ciekawy esej (zachęcam do przeczytania jej komentarza) o swoim stosunku do wiedzy i intuicji. Chodzi o wiedzę, jaką reprezentują przedstawiciele medycyny rockefellerowskiej i cichego szeptu podświadomości wprost z pola serca. Większość ludzi uważa, że wiedza jest potęgą i ja też tak uważałem przez większość mojego życia. Może właśnie po to przytrafiła nam się covidowa rzeczywistość ostatnich lat, żeby zweryfikować to przekonanie? Moje przekonanie o potędze wiedzy zaczęło kruszyć się już jakieś 15 lat temu, kiedy to zacząłem zadawać głupie pytania i nie omieszkałem dać temu wyraz w „Popierdywaniu metafizyką”.
A propos: Pani Anna zarzuciła mi… Przeczytajcie zresztą sami: wszystko pięknie, ale dlaczego taki idiotyczny tytuł? Czy naprawdę tak trudno pisać poprawną polszczyzną? Po co tworzyć takie potwory językowe? Już dawno kupiłabym tę książkę, ale ten dziwolągowaty tytuł skutecznie mnie odstraszył. Zresztą nie tylko mnie. Zapewniam panią Annę, że tytuł jest napisany jak najbardziej poprawną polszczyzną, chyba że czasem uczą się polskiego Anglicy i Szwedzi, ale nic nie pojmą z tego, co w tej mowie siedzi – jak napisała kiedyś Agnieszka Osiecka. Bo znaczenie słów „metafizyka” i „popierdywanie” nie powinno być obce każdemu, kto wie, że Ola ma Asa. A tak poważnie, jestem najbardziej dumny z tego tytułu, bo jak żaden inny oddaje treść książki.
Wracajmy zatem do potęgi wiedzy, która jest potrzebna naszemu umysłowi i wciąż za nią goni. Ta potrzeba nigdy nie jest zaspokojona, chce jej więcej i więcej. Popyt rodzi podaż, dlatego mamy coraz więcej naukowców manipulujących rzeczywistością w każdy możliwy sposób. Czasami robią to nieświadomie, bo rzeczywistość to natura, a ta potrafi wyprowadzać w pole jak nikt inny! Za każdym polem zawsze jest kolejne, którego często naukowiec jeszcze nie widzi z powodu buty i arogancji. Muszę również wspomnieć o pseudonaukowcach, którzy świadomie naciągają wnioski lub tworzą fałszywe twierdzenia dla mamony.
Intuicja nie dotyczy umysłu, lecz serca. Umysł wciąż stawia pytania i szuka odpowiedzi. Serce wie i żadnych odpowiedzi nie szuka. Wraz z rozwojem duchowym zdajemy sobie z tego sprawę. Pytania, które jeszcze niedawno były dla nas niezwykle ważne, wręcz fundamentalne – nie mają potem żadnego znaczenia. Zamieniają się w głupie pytania. Z mojego doświadczenia wiem, że wystarczy trochę poczekać, a odpowiedzi zawsze pojawią się albo pytania przestaną być istotne. Wraz z rozwojem wiemy, że na niektóre pytania nie można odpowiedzieć, bo są nonsensowne. Można je zadać absolutnie poprawną polszczyzną np: w jakiej skali słychać cichy szept podświadomości? Odpowiedź: W skali Beauforta. Na głupie pytania są zawsze głupie odpowiedzi, a czy nam są potrzebne głupie odpowiedzi?
Większość pytań, jakie kołaczą się w naszych głowach to głupie pytania. Czasami pojawiają się w przestrzeni publicznej. Zadawane przez ludzi z tytułami naukowymi. Ludzie starają się na nie odpowiadać i tak powstają opasłe publikacje, najczęściej absurdalne. Wyszukajcie sobie traktaty o gigantach albo płaskości Ziemi, a zdziwicie się, jaka jest ich ilość! Z litości nie wspominam o teologii, która stara się odpowiedzieć na pytania w rodzaju jak z Adama i Ewy (którzy mieli, jak ogólnie wiadomo trzech synów) narodziła się cała ludzkość! Są setki prac na ten temat! A oto adekwatny cytat z mojego ulubionego Osho W rzeczywistości tak zwani uczeni są w głębi siebie bardzo głupi. Ich uczoność jest tylko przykrywką dla tej wewnętrznej głupoty.