Życie to nie koncert życzeń, choć wielu z nas wydaje się, że powinniśmy otrzymywać od ludzi dokładnie to, czego potrzebujemy – jakby relacje były magicznym automatem z przekąskami. Wkładasz monetę uwagi, naciskasz guzik i wyskakuje czekoladka szczęścia. A jaka jest brutalna prawda? Automaty najczęściej są popsute. A gdyby tak przyjąć, że to, co naprawdę nam się należy, to nie czekoladka, tylko świadomość?
Podstawowy związek, jaki istnieje, to ten z samym sobą. I nie chodzi tu o narcystyczne patrzenie w lustro i powtarzanie „kocham siebie”. Co prawda zalecam to ćwiczenie każdemu patientowi, bo to dobry początek, ale podkreślam – początek! A potem trzeba zanurkować w swoje wnętrze i w okolicy serca odnaleźć siebie. Takiego, która/y nie osądza, nie narzeka i nie wpisuje cię na listę oczekiwań. To właśnie serce jest twoją łodzią na oceanie życia, a reszta ludzi to współpasażerowie, a nie załoga do obsługi twoich potrzeb.
Relacje z innymi, z których próbujemy wydobywać szczęście, są jak złote rybki w zbyt małym akwarium. Partner, przyjaciel, współpracownik – nikt nie jest odpowiedzialny za twoje szczęście. To ty masz rozświetlać swoje wnętrze, a bliskich traktować jak współpasażerów w podroży przez życie. Jeśli chcesz, by ktoś był dla ciebie dobrym partnerem czy przyjacielem, najpierw zostań swoim własnym partnerem i przyjacielem. Celem każdego związku jest nauka wzajemnego podróżowania: wsparcie, życzliwość, współczucie, uczciwość, przebaczenie. Tak samo w stosunku do siebie jak i do innych.
Oczywiście, uczucia bywają burzliwe, a zakochanie się to istny sztorm na oceanie emocji. To chwilowa euforia, której nie da się przenieść na długość przyjaźni czy partnerstwa. To nie klimat na długodystansowe żeglowanie. Miłość to spokojne wody, które wymagają cierpliwości, uczciwości i przebaczenia – przede wszystkim wobec siebie. Nie szukaj w partnerze miłości a szczęścia w przyjacielu, dopóki tego nie znajdziesz w sobie. Nie jesteśmy doskonali i nigdy nie będziemy, ale możemy nauczyć się akceptować miłość w sobie i w innych.
Weź pełną odpowiedzialność za swoje własne szczęście, za swoją radość, pokój, a wtedy będziesz przyciągać do swojego życia ludzi, które pasują do twojej częstotliwości i będziecie razem płynąć po oceanie miłości. A jeśli ktoś odpływa, bo wasze częstotliwości przestały się zgrywać? Daj mu odpłynąć. Wibruje na innych częstotliwościach i wcześniej czy później musi odejść. A ty dalej steruj świadomie, z wiatrem własnych wartości w żaglach. Szczęście nie jest czymś, co musisz znaleźć. Szczęście to umiejętność płynięcia w jego kierunku – niezależnie od tego, czy ktoś płynie obok ciebie, czy nie.