JAŚ I MAŁGOSIA (dla zdrowotności)

Osoba dotknięta lękiem o swój stan zdrowia jest tak silnie przekonana o istniejących w jej organizmie chorobach, że zaczyna realnie odczuwać objawy chorobowe

Najczęściej czytelnicy do mnie telefonują w sprawie chorób czy dysfunkcji niezwykle osobistych, ale zdarza się czasami, że to dotyczy problemów dotykających szersze grono. Tak właśnie było w przypadku telefonu od mojej wiernej czytelniczki, którą „zżera poczucie winy”, jak sama to określiła. Postanowiłem upublicznić tę rozmowę, a w zasadzie monolog, za jej zgodą rzecz jasna, tyle tylko, że zmienię jej imię na… Małgosia, a męża na Jan! Jaś i Małgosia – może być? Pomijam zatem kurtuazyjne  uprzejmości na początku rozmowy i przechodzę do meritum.

Po tylu przeczytanych książkach powinnam wiedzieć, panie Stanisławie, jak postępować, ale chyba postąpiłam niewłaściwie i zaczyna zżerać mnie poczucie winy. Chodzi o mojego męża. Jesteśmy starym i zdrowym małżeństwem, chyba jednak powinnam raczej napisać, byliśmy. Nie dopadały nas poważne choroby, a z tymi drobnymi radziliśmy sobie w sposób naturalny, korzystając między innymi z książki „Siedem recept”. Dzięki Panu zawsze mamy pod ręką węgiel, witaminę C, nalewkę z zielonych orzechów, wodę utlenioną, anginkę na parapecie, itd. Pół roku temu przyjechała do nas siostra męża i zapytała go, kiedy się ostatnio badał. Janek odpowiedział, że nie pamięta. Szwagierka była zdegustowana, a gdy jeszcze się dowiedziała, że nie jesteśmy „zastonkowani”, zrobiła nam wykład o ciemnogrodzie, XXI wieku i zapobieganiu, któremu najlepiej służą badania. 

Nie oponowałam, gdy wymusiła na Janku, aby poszedł do przychodni i zrobił sobie podstawowe badania, bo i tak moje stosunki ze szwagierką nie są najlepsze. Ale czułam przez skórę, że to się źle skończy i tak się skończyło. Wyniki badań okazały się fatalne: wyszło na to, że mąż ma nadciśnienie, PSA powyżej 5, a więc prostata, początki cukrzycy, cholesterol, reumatyzm, chorobę wieńcową, miażdżycę, osteoporozę i coś jeszcze z oczami i słuchem. Zaczęły się wizyty u specjalistów, prywatnie jak może się pan domyślać. Na te z NFZ Janek nie był w stanie czekać, bo w międzyczasie wpadł w histerię. 

Najważniejsze, że stał się lekomanem i połyka lekarstwa całymi garściami kilka razy dziennie. Mimo to czuje się coraz gorzej. Im więcej bierze leków, tym jest słabszy, coraz bardziej nerwowy, a wyniki z laboratorium wcale nie są lepsze. I jeszcze te niekończące się wizyty, które zjadają nasz budżet, bo nasze emerytury są niskie i do bogatych nie należymy. Mam wrażenie, że jeśli Janek nie przerwie leczenia, skończy tragicznie. Wciąż nie mogę pogodzić się, że pozwoliłam mu na te badania, ale pytanie mam do pana, bo o ile pamiętam, pan chyba przerwał branie leków? Czy Janek też powinien to zrobić pomimo tego, że lekarze przekonali go, że musi je brać do końca życia, bo inaczej umrze?

Wiem, że na tę stronę zaglądają świadomi czytelnicy, a wśród nich są także terapeuci i lekarze. Ciekawi mnie zatem, jak odpowiedzielibyście Małgosi, która niestety, nie jest w najlepszym stanie psychicznym. Też chciałbym Was lepiej poznać, Wasze przekonania, doświadczenia, chęć dzielenia się wiedzą z innymi. Ja, rzecz jasna, rzetelnie przyznam się do mojej odpowiedzi w następny piątek dla zdrowotności, ale z ciekawością poczytam Wasze komentarze, a i Malgosia na tym skorzysta.            

p.s.

Centrala partyjna „wysyła” spadochroniarzy do innego okręgu wyborczego z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że mają być lokalnymi lokomotywami, a drugim powodem może być chęć wynagrodzenia konkretnym osobom tego, że nie znalazły się „na jedynce” w swoim macierzystym okręgu” – tak twierdzi profesor Antoni Dudek, a ja to ująłem po swojemu w rolce KANDYDAT SPADOCHRONIARZ.

Subscribe
Powiadom o
guest

18 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments