MAM CHUSTECZKĘ HAFTOWANĄ

Amerykańska młodzież ma smutny żywot, bo od początku stawia sobie przesadne wymagania w dziedzinie seksu bez porządnej rozmowy wstępnej.

Chyba każda Słowianka i co drugi Słowianin (okay – co piąty) wiedzą, że nasi przodkowie obchodzili święto miłości w czerwcową noc Kupały. „Komuna” próbowała promować to święto jako Sobótkę, ale od lat dziewięćdziesiątych, gdy już po ustroju słusznie minionym zacierano ostatnie ślady, Sobótkę także zdeprecjonowano na korzyść Walentynek. Owszem, to przejaw amerykanizacji nastawionej na komercję i konsumpcję przynoszący dochód, ale mnie to nie przeszkadzało aż tak bardzo. To przecież tylko taka zabawa dzieciaków. Zmiany są nieuniknione, bo wiążą się z naszym rozwojem, a że akurat chcemy rozwijać się w kierunku fast-foodów, coca-coli i walentynek – nie moja broszka.

Doskonale wiecie, że nie staram się podążać za zbiorowym opętaniem i każde stadne zachowania budzą we mnie zdecydowany opór. Jest takich odmieńców coraz więcej. Kiedyś Monika Szeja napisała do mnie: W Walentynki mamy się wszyscy kochać, przed Wielkanocą pościć, a w święto zmarłych się umartwiać, w tłusty czwartek zajadać się pączkami, w święto kobiet dawać kwiatki. Na gwizdek! Wszyscy musimy czuć to samo w tym samym czasie. Podzielam sarkazm Moniki, ale nie mam nic przeciwko temu jeśli akurat dziś dzieciaki chcą się obdarowywać czekoladkami, laurkami i każdą inną tandetą w kolorze różowym. To mnie przecież nie dotyczy.

Dlaczego zatem zająłem się tym dniem, któremu patronuje święty Walenty nie tylko patron zakochanych, ale również chorych psychicznie? Bo kiedyś walentynki kojarzyły mi się z flirtem. Powoli zapominamy, czym jest flirt, uwielbiany przez romantyków. Serce bije gwałtownie, oddechem nie władnę, iskry czuję w źrenicach, a na twarzy bladnę – pisał Adam M. nasz największy romantyk, ale czy to samo czuje współczesny chłopak, wysyłając walentynkę swojej wybrance? To oczywiste, że w obydwu przypadkach chodzi o seks, ale flirt jest pewnego rodzaju rozpoznaniem czy pomiędzy kochankami pojawi się chemia.

Kokieteryjne gesty, delikatne spojrzenia, niedomówienia to właśnie był flirt. Dotyczył tych, którzy jeszcze niezbyt dobrze się znali, więc łatwo było się wycofać, chyba że usłyszało się: Mam chusteczkę haftowaną wszystkie cztery rogi, kogo kocham, kogo lubię, rzucę mu pod nogi. Chusteczka rzucona pod nogi to już była deklaracja jakże powszechna w naszych czasach. Z tą różnicą, że teraz chusteczka jest rzucana na siłę zaraz na pierwszym spotkaniu bez gry wstępnej, czyli flirtu. 

Flirt był kiedyś obowiązujący w każdej dziedzinie, nawet w polityce. Współczesna polityka nie ma już tej finezji co kiedyś, przestała być sztuką a stała się bezkarnym waleniem po łbach i cyniczną postawą wobec wyborców. Przez całe lata model polskiej miłości kształtował samotny, chory z nienawiści człowieczek, niestabilny seksualnie, opierając się na wsparciu równie samotnych, niestabilnych seksualnie starców w biskupich szatach. I ten wzorzec pozostanie z nami na długo. Zamiast prawdziwych dowodów miłości, od czasu do czasu dostajemy od polityków tandetne walentynkowe błyskotki. Co najważniejsze ogromna część społeczeństwa wyje z zachwytu, ciesząc się z nich jak dzieci.

p.s.

Z wiekiem idealizujemy swoją młodość, bo któż nie pamięta swoich pierwszych uniesień miłosnych? Ale my potrafiliśmy robić poezję, delektując się winem marki wino, nazywanego wtedy alpagą. Randki wieczorową porą, spacery za rączkę w świetle księżyca, potem nieśmiałe pocałunki, a jeszcze potem… Tak bardzo chciało nam się żyć, tańczyć, śpiewać, zdobywać góry i młodą piersią chłonąć wiatr! Ech…  ALPAGA I WIATR

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments