VETO ALBO ŚMIERĆ

Ten okrzyk Patryka Jakiego to łabędzi śpiew czasów które już powinny być za nami. Okres wyścigu szczurów i konkurencji do krwi ostatniej właśnie się kończy. Wiem, że to boli wszystkich trzymających władzę, ale będą musieli ją oddać i to już wcale nie tak długo. Owszem, nie mają żadnych skrupułów i dlatego chcą nas pociągnąć za sobą. Wolą zrezygnować z ogromnych unijnych pieniędzy byle nie stracić swojej staroświeckiej pozycji szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Równy a nawet równiejszy wszystkim unijnym krajom i odrzuci wielką kasę. Społeczeństwo ma przecież szczaw i mirabelki!

Ten niewyobrażalny pieprznik jaki możemy obserwować wśród rządzących to końcowy efekt cywilizacji opartej na energiach męskich. Fundamentem były religie patriarchalne które odsunęły emocje żeńskie a teraz widzimy ich powolny powrót. Dlatego tak Kościół przebiera nogami. Kompletnie zagubiony nie wie, czy iść w nowe czy w zaparte i krzyczeć czy nie krzyczeć veto albo śmierć! Opowiedzenie się po którejś stronie mocy dotyczy wszystkiego i wszystkich. Medycyny także. Obiecałem wczoraj weekendową historyjkę o moim spotkaniu z pewnym doktorem, oto i ona.

Z Jurasiem chodziliśmy do jednej szkoły, z tym, że ja byłem o rok czy dwa wyżej. Znaliśmy się jednak dość dobrze, bo mieszkaliśmy stosunkowo blisko więc wiedziałem, że chce zostać lekarzem. Wszyscy zresztą wiedzieli, bo Juraś to rozgłaszał a nie miał żadnych innych atutów ważnych dla szesnastolatków i był raczej brzydki. Raczej to eufemizm, bo dziewczyny z naszej szkoły twierdziły zgodnie, że był potwornie brzydki. Dlatego nie chodził na randki, prywatki, nie haratał w gałę tylko kuł, kuł, kuł, kuł, kuł… I lekarzem został co potwierdza lekko karykaturalną moc drugiego prawa Wszechświata dla chcącego nic trudnego.

Tego właśnie Jurasia spotkałem w niedzielę wychodząc z gabinetu po skończeniu moich sesji. Od słowa do słowa zeszliśmy na koronowirusa, bo stał ode mnie na odległość przepisowych dwóch metrów a ja nie miałem maseczki. Nawet nie próbowałem go przekonywać co do mocy covidowej plandemi, bo w jego oczach wciąż widziałem mur berliński a może nawet chiński. Dwa metry robią swoje a na bliżej Juraś nie pozwolił. Mój raczej lekki stosunek do covida doprowadzał go do białej gorączki, więc wyjął z teczki jakąś gazetę i zaczął mi machać przed oczyma ilu to zmarłych mieliśmy dzisiaj.

– Juraś, nie ściemniaj! Każdego nieboszczyka, który umrze na cokolwiek testujecie na covida testem ciążowym i macie co chcecie! Zaprzeczysz? – nie zaprzeczył, ale próbował mi udowodnić, że taka procedura jest jak najbardziej prawidłowa. Zapytałem go zatem patrząc mu prosto w oczy: – Cofnij się trochę myślami o dwa, trzy lata i powiedz czy dla zmarłego, chorego na raka, zawał czy choroby krążeniowe, który przed śmiercią złapał grypę wystawiałeś akt zgonu, w którym przyczyną śmierci była grypa? Juraś popatrzył na mnie z nienawiścią i przez zaciśnięte zęby wysyczał tylko – Cześć! A mnie to zabrzmiało jak veto albo śmierć. A może tylko liberum veto?