Duch czy dusza – kto by się nad tym zastanawiał! A jednak jest coraz więcej „nauczycieli duchowych”, którzy zwracają na to uwagę. W pewnym kontekście rzecz jasna. Czy nie macie wrażenia, że właśnie nastąpił wysyp duchowych interpretacji serwowanej nam stonki? Stonka to synonim, bo podobno algorytmy mediów natychmiast wykrywają nazwę, którą doskonale znają i… blokują strony. W każdym razie przeróżni uduchowieni guru tłumaczą teraz szkodliwość działania stonki i ostrzegają przed zastonkowaniem. Akurat na tej płaszczyźnie jedziemy na tym samym wózku, ale jeśli chodzi o szczegóły… włos się jeży na głowie.
Zacznijmy od tego, że zawsze omijam szerokim łukiem tych, którzy wiedzą wszystko. Otóż większość tych pań i panów wie wszystko i to mnie natychmiast ustawia w pozycji sceptyka. Weźmy, chociażby ten problem – duch czy dusza. Wszyscy zgadzają się, że to nie to samo, ale u każdego z guru duch jest czymś innym. Dusza zresztą też. Łączy ich tylko to, że ducha i duszę traktują jako odrębne byty, co mnie najzwyczajniej śmieszy. W każdym razie przy stonkowaniu niszczy się połączenie pomiędzy ciałem a duszą i duchem. Na tym poziomie jesteśmy zgodni.
Niszczy, to nie znaczy, zrywa kompletnie, tylko połączenie zostaje utrudnione w różnym stopniu, mniejszym lub większym, co podobno da się już zaobserwować. Niestety wciąż jesteśmy w fazie eksperymentu i nie dostajemy tych samych dawek stonki, a więc trudno o porównania. Nie chodzi o firmę, czyli producenta, ale o koncentrację czynnika, który jest w stonce. Podobno tylko pewna część chętnych jest zastonkowana pełną dawką, część – połową dawki, a część dostaje zwykłe placebo. ONI doskonale wiedzą, kto czym dostał, ale zastonkowany nie ma o tym zielonego pojęcia. Czynnik ze stonki został opatentowany w USA (o tym wiemy już od dawna) a obecne stonkowanie to eksperyment. Wyniki tego eksperymentu wpłyną na kolejne stonkowania, o których już się mówi, a niektórzy czkają na nie jak kania dżdżu.
W zależności od tego czym pacjent został zastonkowany oraz od jego kondycji, efekt stonkowania może być różny. Po szprycy z placebo czujemy się tak, jakby nic się nie stało, bo tak naprawdę nic się nie stało. Po połowie dawki mogą pojawić się jakieś niedyspozycje, bóle głowy, złe samopoczucie, tak samo zresztą jak po pełnej dawce. Ale po pełnej dawce można również odejść, szczególnie wtedy gdy mamy choroby współistniejące. Tak to mniej więcej wygląda. A co się dzieje z naszym ciałem? A duch i dusza?
Następuje mniejsze lub większe osłabienie połączenia. Autostrada pomiędzy umysłem a sercem zostaje zdewastowana i sprowadzona do krętej dróżki a czasami ścieżki z przeszkodami. W tej sytuacji trudno o koherencję serca, o której tyle dobrego opowiadali Braden i Dispenza. Po przyjęciu stonki czakry zmieniają kierunki obrotu. Zaburza się przyjmowanie energii i wydalanie energetycznych toksyn. Robi się nieciekawie i wcześniej czy później (podobno twórcy stonki zaprogramowali to „na później” z wiadomych względów) ciało zareaguje. Ale to nic w porównaniu ze szkodą, jaką zaliczy nasza świadomość, ale o tym jutro.