Monika Irsmanbet
To był zwyczajny, wiejski sklep. Byłam z grupą przyjaciół, mieli na sobie koszulki „Wołyń Pamiętamy”. Podeszła do nas starsza pani i zapytała – Czy wy jesteście jakąś organizacją? Chłopcy popatrzyli po sobie – Nie, ale jesteśmy grupą ludzi, którzy pamiętają. Zapadła cisza i cały sklep zamarł, patrząc na nas badawczo. Starsza pani złapała za szyję całą naszą czwórkę, rozpłakała się i powiedziała – Pamiętajcie dzieci, pamiętajcie! Usłyszałam brawa w tle, ale oczy zaszły mi łzami zbyt mocno, by reagować.
Dziś 11 lipca, 80 rocznica Krwawej Niedzieli, rzezi wołyńskiej. Długo myślałam nad formą postu, aby nie wzbudzać emocji, aby nie lać wrzątku na rany, aby nie dzielić. Chciałabym jednak wybrzmieć dziś. To dziś jest rocznica potwornej zbrodni, niewyobrażalnego okrucieństwa i bestialstwa, którego świadkiem była pani ze sklepu. Kiedy jest rocznica powstania w getcie Warszawskim, to telewizja Polska tonie w żonkilach, prezenterzy mają je w każdej klapie czy żakiecie, a programy to apele, wiece, salwy, minuty ciszy etc. Dzielnice żydowskie w Londynie płoną gniewem i pieśnią o holokauście. Londyn musi słyszeć i musi widzieć, jak ważna jest ich żydowskość i rola w holokauście.
O tej rocznicy, wołyńskiej rocznicy, ekrany nie krzyczą, nie krzyczą ulice, nie wyją o niej syreny. O tej rocznicy szepczą tylko cicho świadkowie. Żonkil na profilu fejsbukowym nikogo nie dziwi i jest dowodem czci, szacunku i pamięci dla ofiar i historii, która miała miejsce. Nie widzę nigdzie lnu, błękitnego lnu, który IPN uznał za symbol tamtych mrocznych dni i wydarzeń. To ważny dzień. Dla kogo ważny? Dla dzieci, które uciekły spod noży, ale nie mają takich pleców, takiego „pijaru”, takich mocy i macek w mediach. Ważny dla tych, którzy milczeli dziesiątki lat, a dziś umierają z tajemnicą w sercu, z niezagojoną raną. Oni odejdą, a nas historia przekona, że to byli Niemcy. Nie, to nie byli Niemcy.
Dziś chciałabym pamiętać, bo dla pani Stefy to ważne. Miała sześć lat, gdy patrzyła, jak gwałcą i obcinają piersi mamie, jak wydłubują jej oczy. Sąsiedzi! Miała sześć lat, gdy ukrzyżowano jej tatę i podpalono drzwi domu, na których wisiał, gdy siostrę…! Przez 80 lat nikt jej nie powiedział, że to, co widziała, to czego była świadkiem i z czym musiała się zmierzyć, jest ważne, jest istotne, jest prawdziwe. Jest szczególne i niebagatelne. Nikt jej nie powiedział, że to rana, do której ma prawo i którą trzeba zaleczyć. Uciszana, duszona, przekłamywana prawda, którą widziała i której była żywym świadkiem. Pomogła jej ukraińska sąsiadka, ryzykując własnym życiem. Ile dni jechała w słomie, z kim i gdzie… Nie wie, nie pamięta. Pamięta błaganie o życie konającej mamy, wycie taty i łysą, oskalpowaną głowę młodszej siostry. Kazano jej zapomnieć, zasnąć, nie pamiętać, zaprzeczyć i wyprzeć. Nigdy nie wracać, wybaczyć. Miała sześć lat.
Zapomnieć? Zasnąć? Wybaczyć? „Pamiętajcie dzieci”, poprosiła i dziś Stefo pamiętamy! Dla Ciebie, która całe życie kroczysz w traumie, do której nie wolno Ci się przyznać i o której nie wolno mówić. Za chwilę odejdziesz, odejdą ostatni świadkowie, a pamięć zostanie tylko na tych łąkach szumiących. Byłam na Wołyniu, rozmawiałam z ludźmi i słyszałam: pokażę Ci, gdzie Was Niemcy ubijali. To nie byli Niemcy. Nie powstało tam muzeum, nie ma tablic i nikt nie wpina w klapę lnu. Dlaczego len? Bo stał się symbolem tamtych dni, bo lipiec to czas, gdy kwitnie, bo jego krótkotrwałe kwitnięcie mówi o przerwanym życiu ofiar, bo niebieski kolor to wytrwałość w zachowaniu i przekazywaniu pamięci, bo w końcu jego lecznicze właściwości mają pomóc nam uleczyć rany i ból, zagoić jątrzące się dziesiątki lat wrzody milczenia. Pamiętajmy, bo tamte dzieci nie chcą zemsty, chcą pamięci! Chcą uleczyć to dla pokoleń!
Monika Irsmanbet