SZCZĘŚCIE ISTNIENIA

Przesadne dbanie i pielęgnowanie różnych tzw. jedynych prawd historycznych, jako najwyższych wartości ludzkości, jedynie umacnia i pogłębia kolektywne traumy rodowe i narodowe. Nie pozwala przeżywać szczęścia istnienia! – Artur napisał niezwykle ważny komentarz i ja trzymam z nim w tej sprawie. Ale czy tu chodzi tylko o „prawdy” historyczne? Czy bardziej o „szczęście istnienia”? Wszyscy gonimy za szczęściem, ale rzadko kto je znajduje i przejmie na zawsze. Może dlatego, że nasz analityczny umysł XXI wieku podchodzi do szczęścia zbyt racjonalnie.

Jeśli pogoń za szczęściem zaczynamy od szperania po Internecie, aby dowiedzieć się czym ono jest, to najprawdopodobniej rozminiemy się z nim nawet wtedy gdy będzie „przechodziło” obok nas. Definicje Wikipedii, dysertacje sławnych filozofów czy psychologów pozwalają ogarnąć szczęście intelektualnie. Gdy się przyłożymy, możemy nawet sami napisać niezłą pracę na podstawie zebranych informacji, może nawet zrobić doktorat na Wyższym Seminarium Duchownym Franciszkanów w Łodzi. Ale to nie będzie doświadczanie szczęścia, a jeśli czegoś nie doświadczymy, nie może stać się naszą „prawdą”.

Prawda, subiektywna prawda staje się naszą dopiero wtedy gdy jest doświadczeniem. Musimy zaznać prawdziwego szczęścia, żeby o nim mówić, a czy tak właśnie jest z naukowcami? Najczęściej o szczęściu pisze jakiś zgorzkniały mózgowiec, często porąbany dewiant, nieszczęśnik borykający się ze swoimi traumami. Taki popryszczony teoretyk z nosem w literaturze, a życie to nie literatura. Mamy jej mnóstwo od zarania dziejów: Biblia, Tora, Koran, Ajurweda, kanon palijski, tybetańska księga umarłych… Jest tego po kokardę, ale czy znajdziemy w nich szczęście? Jeśli już to recepty na szczęście, tyle że sami musimy je wypróbować!

Intelekt przeładowany informacjami obciąża także duszę i zaczynamy tracić ostrość postrzegania, wrażliwość, otwartość, spontaniczność. Tracimy nawet odwagę, aby wypowiadać się na temat szczęścia, jeśli nasze doświadczenia odbiegają od obowiązujących reguł. Bo trzeba mieć prawdziwą odwagę, aby pozwolić sobie na prezentację swojego punktu widzenia. Gdy podpieramy się „autorytetem”, odsuwamy odpowiedzialność na ten autorytet właśnie. Kiedy zaś nasza opinia płynie z serca, jest czysta, niewinna i bezbronna, nasza, a więc najpewniej będzie narażona na atak ze strony wyznawców tych autorytetów. 

Decydując się na poszukiwanie własnego, prawdziwego szczęścia musimy być gotowi na wpadki. Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz – mówiła moja babcia, więc trzeba się liczyć z potężnymi siniakami. Niejeden autorytet zaplącze nasze drogi, pomyli prawdy, nim zboże oddzielimy od trawy. Ale wpadki to nic innego jak to słynne doświadczanie, creme de la crème naszej egzystencji kiedy to uczymy się, czym jest błąd i jak go nie popełniać, żeby nie wylądować na manowcach. Jeśli kilka razy walnęliśmy o ścianę, która miała być szczęściem, a nie była, jesteśmy coraz bliżej naszego prawdziwego szczęścia. Nikt nam go nie poda na tacy, sami musimy je znaleźć i rozpoznać wśród tysiąca tandetnych podróbek.

p.s.

Czy mógłbyś umieszczać linki do swoich filmików i piosenek. Mam trudności, żeby je znaleźć. Nawet nie wiecie, ile dostaję tego typu wiadomości. Dla mnie to wydaje się dziwne, ale okazuje się, że nie wszyscy  poruszają się swobodnie po sieci. Okay! Spróbujemy. Dziś zatem kolejny suchar piosenka. Każdy mój występ kończyłem tą piosenką, bo wzbudzała niekłamany entuzjazm, a bisom nie było końca. Nic dziwnego, bo w czasie stanu wojennego nie było Polaka, który by nie produkował „swojaczka”, „księżycówki”, czyli pospolitego bimbru. Ja także byłem mistrzem takiej produkcji, więc można uznać, że to piosenka autobiograficzna. ☺ A oto i link: NIE TRZEBA MI BABY

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments