TWÓJ ORGANIZM POTRAFI LECZYĆ SIĘ SAM – NIE MUSISZ MU PRZESZKADZAĆ!

Jeśli dasz swojemu ciału to, czego potrzebuje – rytm, sen, lekkie wieczory i czas na regenerację – ono odwdzięczy Ci się zdrowiem. - SAP

Mój ostatni felietonik o somatotropinie wywołał lawinę maili, a ich wspólnym mianownikiem było jedno pytanie: „Czy naprawdę wystarczy regularny rytm całodobowy, żeby być zdrowym?” Nie, nie wystarczy! Ale to fundament, a bez fundamentu nie zbudujesz zdrowia – nawet jeśli codziennie będziesz pić sok z selera naciowego, uprawiać jogę i wieszać nad łóżkiem łapacze snów. Rytm to baza, na której dopiero można coś sensownego postawić. A skoro już o rytmie mowa, to nie sposób nie wspomnieć o tym, co wkładamy do ust – jedzenie też ma swój zegar.

Najważniejsza jest kolacja. A raczej, to kiedy ją zjemy – i tu, moi drodzy, zaczynają się schody. Ostatni posiłek powinien wylądować w żołądku na cztery, a najlepiej pięć godzin przed snem, czyli gdzieś między siedemnastą a osiemnastą. Dlaczego? Bo trzustka pracuje według harmonogramu, a nie według Twojej zachcianki na kanapkę o 22:30. Produkuje insulinę, a jej obecność blokuje wyrzut somatotropiny – tego cudownego hormonu wzrostu, który regeneruje, odmładza i naprawia organizm podczas snu. Jeśli zjadasz kolację o dwudziestej trzeciej, to możesz się pożegnać z nocnym remontem Twojego ciała. A potem dziwisz się, że rano budzisz się zmęczony i wyglądasz jak siedem nieszczęść.

Oczywiście, są tacy, którzy myślą, że można oszukać system i kupić somatotropinę w aptece. Proszę bardzo, droga wolna! Tyle że sztuczny hormon wzrostu działa jak pożyczka chwilówka – niby daje natychmiastowy efekt, ale skutki uboczne mogą Cię kosztować więcej, niż się spodziewasz. Bo Twój wewnętrzny lekarz nie lubi, kiedy robi się za niego robotę. Jak dostanie hormon z zewnątrz, to uzna, że ciało nie musi już go produkować. Po jakimś czasie będzie tak samo bezradny, jak Ty, gdy wyłączą Ci prąd w trakcie oglądania serialu.

Jest jednak sposób na naturalne pobudzenie produkcji somatotropiny – jednodniowa głodówka. Wiem, jak to brzmi, ale spokojnie – nikt nie każe Ci pościć 40 dni na pustyni. Jeden dzień, raz w tygodniu, pozwala ciału odsapnąć od trawienia i skupić się na regeneracji. Twój organizm włącza wtedy tryb „sprzątania” – usuwa toksyny, spala zbędne rezerwy tłuszczu i przede wszystkim wyrzuca w kosmos poziom hormonu wzrostu. To jak gruntowny serwis dla Twojego ciała – i to całkowicie za darmo!

Cała tajemnica zdrowia tkwi w równowadze. Jeśli dasz swojemu ciału to, czego potrzebuje – rytm, sen, lekkie wieczory i czas na regenerację – ono odwdzięczy Ci się zdrowiem. Pewnie, że dochodzi do tego oczyszczanie ciała z metali ciężkich, oczyszczanie wątroby z kamieni, oczyszczanie z pasożytów itd. ale gdy zbudujesz fundament naturalnego cyklu całodobowego, twoje ciało równie naturalnie zacznie się uzdrawiać. Masz prawdziwego uzdrowiciela, ukrytego w sobie, ale jeśli nie pozwolisz mu działać, to choćbyś na głowie stawał, zdrowia nie odzyskasz.

p.s.

Kończy się karnawał, a więc najwyższy czas na ostatnie tańce. Nadchodzi post, a kiedyś o tańcach w poście nie było mowy! Kiedyś także, na każdej balandze musiała być jakaś śpiewaczka czy zapiewajło, którzy wyśpiewywali przyśpiewki do tańca, często sprośne, a po każdej zwrotce goście śpiewali refren. W tym czasie zapiewajło przypominał sobie albo układał kolejną przyśpiewkę i znów wszyscy śpiewali refren. Taką zabawę obserwowałem nie raz, jako dziecko i właśnie do tej tradycji nawiązałem, pisząc tę piosenkę. Sami możecie sprawdzić podczas najbliższej balangi  – wciąż działa! TAŃCZ KIEDY GRAJĄ

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments