PROF. S.A.PENKSYK

Dziękuję pięknie, że co prawda kwaśno, ale jednak przełknęliście objaśnienia co do moich postów. To mnie ośmiela na tyle aby śmiało przejść do drugiego przykładu robienia najpierw czegoś co bardzo lubiłem za darmo, a potem to coś przekształcało się w zarabianie pieniędzy, czasami bardzo przyzwoitych! Jak się zapewne spodziewacie tym przykładem nie może być nic innego jak aktorstwo, pisanie tekstów, śpiewanie itd. Przez całe lata robiłem to za darmo organizując różnego rodzaju występy, zespoły, teatrzyki, byle wejść na scenę i zaprezentować się „publisi”. Nie oceniam teraz moich motywów, ja tylko opowiadam o faktach!

Po kilku latach takich amatorskich i całkowicie bezpłatnych działań, które niezmiennie kochałem, wypatrzył mnie Wojciech Siemion, ściągnął do „Podwieczorku przy mikrofonie” i teatru „Stara Prochownia”. Gdy moje produkcje zyskiwały coraz większą widownię wręczono mi papiery profesjonalnego artysty, to się wtedy nazywało „wykonawca własnych tekstów”.

 Potem były egzaminy eksternistyczne i zostałem prof. artystą, filmowym także. Za coś co kochałem robić zawsze zacząłem zarabiać bardziej niż przyzwoicie i byłem pewien, że ten zawód będę wykonywał do końca życia. Pole jednak podsunęło mi inną możliwość, aby wykorzystać moją kolejną umiłowaną skłonność jaką jest niesienie radości dla innych. Zawsze to robiłem w moich produkcjach artystycznych, ale tu chodziło o coś więcej.

Aby zająć się tym „czymś więcej” Pole zafundowało mi trzy nowotwory, bo nic innego nie mogłoby przecież zgonić mnie ze sceny. Dzięki mojej chorobie nowotworowej zacząłem poznawać inny, całkowicie nieznany mi świat. Z pasją małego Stasia rzuciłem się na stosy książek, łaziłem na dziesiątki warsztatów, spotkań, wykładów aż zrodziła się we mnie myśl: skoro pomogłem sobie tak skutecznie czy nie mógłbym pomagać innym? Odkąd dostałem papiery profesjonalnego hipnoterapeuty zacząłem prowadzić moje sesje. Byłem uczciwy wobec Pola i dlatego przez cały, okrąglutki rok robiłem je za darmo, nie biorąc ani złotówki! Praktyka po prostu. Gdy rezultaty moich sesji okazały się bardziej niż dobre a patientów przybywało lawinowo zacząłem przyjmować darowizny na zasadzie „co łaska”. Kto chciał płacił ile chciał, kto nie chciał – nie płacił. W końcu robiłem to w swoim własnym domu! Wystarczyło zejść do mojej jaskini.

Pandemia… wróć! Władza pod pretekstem pandemii przerwała moje sesje i może dobrze, bo to moje „co łaska” strasznie krępowało patientów. Biedni uważali, że dają za mało, bogaci, jak to bogaci, że za dużo, ogólnie rzecz biorąc – krępująca niezręczność. W tak zwanym „międzyczasie” zaproszono mnie jako profesjonalistę do kontynuowania działalności w gabinecie stricte medycznym i ja tej propozycji nie odrzuciłem. Zauważcie, że znów ta sama kalka powtarza się w moim życiu, co do robienia najpierw czegoś co bardzo lubię za darmo, a potem… Chyba jako prof. hipnoterapii mam prawo pobierać prof. stawki, prawda? 😊