ROBIN I ROSE

Monika Irsmanbet przygląda się relacjom ludzi i psów i opowiada o tym jak psy obdarowują nas miłością i odchodzą, zostawiając w sercu wyrwę nie do zaleczenia.

Monika Irsmanbet

Spacerując z psami po parku, przyglądam się relacjom ludzi i psów. Trzymam się raczej z boku, bo nie jestem towarzysko piernicząca o niczym ważnym. Każdego poranka te same twarze, wymiana kilku zdań nam wystarcza. Szczególnie lubię patrzeć na starszego pana w kapeluszu z piórem. W swojej zielonej kurtce wygląda jak leśnik albo Robin Hood. Idzie prężnie w wiadomym celu, a za nim drepcze mała Rose, szorstkowłosa i przecudowna. Idzie jakby po jego śladach, nie jest zainteresowana towarzysko innymi psami. Zakochani w sobie na całego. I to widać z daleka. Cudowna para i nawet jedna z moich suniek ich sobie upodobała. Zawsze czeka, aby przywitać się z małą Rose a Robin macha mi serdecznie. Rose ma ubranka zależne od pogody i kolorowe smycze i piłeczki. Zachowuje się jak mała królewna i zwykle zagaduję ją: Witaj Wasza Wysokość. Jak pięknie dziś wyglądasz – a Rose, gdy jest czasem w humorze, poliże mi dłoń.

Dziś jak zawsze o poranku zobaczyłam z daleka Robina, jak dziarsko mierzy znajomą pętlą. W ręku smycz i piłeczka. Moja sunia stanęła, aby przywitać się z Rose, ale za Robinem była pustka! Dziś Rose nie dreptała jak zwykle, a w oczach pana zobaczyłam bezdenny ból i dopiero dojrzałam chusteczkę, która raz po raz wycierał nos. Struchlałam i naprawdę nie znajdowałam słów, które mogłabym w tej chwili z siebie wypuścić. On podszedł i powiedział – Nie ma jej już – i rozpłakał się, a mi serce pękło na miliony kawałków. Stara rozpacz jest jakaś wyjątkowo dotkliwa. Stanęłyśmy, a moje psy wyczuły, że coś się dzieje ważnego i smutnego. Nawet nie drgnęły, gdy Robin powiedział: – Hej maluchy. Rose nie ma. Ona przyjechała tutaj z Polski, jak Wy. Kiedy zmarła moja żona Rose, to właśnie sunia Rose dała mi całą miłość tego świata i wypełniła pustkę w sercu. (mówił do psów, a ja nie utrudniałam. Tak chyba było łatwiej).

Nagle uniósł oczy, w których była starość. Nigdy wcześniej nie wydawał mi się taki stary i zrezygnowany. Mój Robin, mój leśnik, taki dziarski i wesoły, dziś postarzał się o sto lat.  – Idę na spacer, bo nie umiem inaczej. Nie umiem żyć bez Rose. Myślisz, że chciałaby, abym ja oddał Polsce? Naprawdę stałam jak sparaliżowana i prawie czułam, że dusza obu jego pań krąży nad nami w mroźny poranek. Dygotałam, nie tylko z zimna i jedyne, na co się zdobyłam to, aby zapewnić Robina, że Rose tutaj miała najcudniejszy na świecie dom. Robin przyjdzie jutro i pojutrze i wiem, że nie mogę uciekać przed tym spotkaniem. Będzie nosił kolorowe smycze i piłeczki i co chwilę oglądał za siebie, czy Rose nadąża.

Gdy taki przyjaciel odchodzi i zostawia samotność jakoś trudno mi to ogarnąć. Rozklejam się, bo ta stara samotność jest jakaś taka bezdenna, jakaś pełna rezygnacji, jakaś poddana. Taka inna i przerażająca i jakby już na nic nie czekała. Będę szukać Robina każdego ranka, choć czuję, że nastąpi taki, gdy się nie pojawi. Dołączy do swoich dam, które tak bardzo kochał. On chciałby już dziś, ale do tego dnia będzie chodził dziarsko w swoich zielonych gumiakach. Taka to historia dziś o starej miłości.

Mówią, że pies złamie Ci serce tylko raz, gdy jego własne prestanie bić. Serce Robina jest w kawałkach, a szloch tego złamanego człowieka będzie ze mną za zawsze. Prawdziwa miłość ma cztery łapy i schodzi na krótko… na tak krótko. My ludzie dopiero uczymy się kochać, więc żyjemy dłużej. One schodzą z czystą miłością. Dotykają nas nią i odchodzą, zostawiając w sercu wyrwę nie do zaleczenia. Przychodzą później w innych futerkach, ale pamięć o każdej z tych miłości ma oddzielne, szczególne miejsce w sercu. Robin nie wie, jak bardzo mnie poruszył i nie przeczyta tego postu, ale może dusza Rose usłyszy i pocieszy go tak, jak tylko ona potrafiła za życia! Nawet jedna Róża tworzy bukiet dla Robina.

Monika Irsmanbet

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments